niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 8

     ROZDZIAŁ 8

     Im bardziej rozkręcałam się, gdy opowiadałam Samowi co widziałam, tym bardziej on bladł. Kiedy powiedziałam "pojawiłam się na świecie, żeby zwalczyć zło lub niebezpieczeństwo", Sam wyglądał jak żywy trup. Nie rozumiałam tego. Myślałam, że już pogodził się z faktem, iż nie jestem taka normalna jak mu się wydawało. Kiedy skończyłam mówić, Sam patrzył się na mnie jak na chorą psychicznie. Rozumiem, to trochę dużo, gdy twój najlepszy przyjaciel dowiaduje się, że jesteś czarownicą, odrodzoną do walki ze złem, ale ja już od dziecka nie czułam się normalna.

     - Sam? Sam, powiedz coś - prosiłam i delikatnie klepnęłam go w policzek. Sam kilka razy potrząsnął głową, jakbym wyrwała go z głębokiego snu.

     - Eee... Przepraszam, ale wiesz... Trochę... Odleciałem? - Jąkał się. To do niego nie podobne. Zwykle to ja byłam jąkałą, a Sam pewnym siebie gościem.

     - Zauważyłam. Już ci lepiej? - spytałam troskliwie. Sam przytaknął. Widocznie trochę zaniemówił. Nie miałam powodu, żeby go za to winić. Martwił się o mnie.

     Śniadanie zjedliśmy w ciszy i napięciu. Porcja którą zjedliśmy była o połowę mniejsza niż oceniłam. To też było dziwne. Sam zawsze jadł dużo, bo dorastał. Często mówił, że ponieważ jest mężczyzną, musi dużo jeść. Zawsze wtedy zbierało mi się na śmiech.

     Już przed południem siedzieliśmy na strychu i przeglądaliśmy rzeczy. Ku mojemu nieszczęściu, nic pożytecznego nie znaleźliśmy. To co tam było, nie było nawet związane z magią. Mnóstwo książek o roślinach i zwierzętach. Gdy je widziałam, miałam ochotę rzucić je w kąt. Nie miałam zamiaru nawet ich przeglądać.

     Po obiedzie znów weszliśmy na strych. Właściwie to ja weszłam, a Sam studiował książkę z zaklęciami. Sama zauważyłam, że nie będę miała wiele nauki. Zaklęć nie było dużo, było to właściwie minimum zaklęć, ale jednak były, a to najważniejsze. Przeglądając któreś pudło z rzędu, miałam dość. Przed oczami przewijał mi się kurz i pajęczyny. Usiadłam, a może bardziej, upadłam na podłogę. Wtedy coś pode mną trzasnęło. Zamknęłam oczy jakby to miało pomóc. Nie wiedziałam na czym usiadłam, ale wiedziałam, że to złamałam.

     Podniosłam się do kucek i zobaczyłam pudło, które było trochę inne niż pozostałe. Ku mojej uldze, okazało się, że to właśnie pudło złamałam. Otworzyłam je. W środku była książka, chociaż może lepsze słowo to książeczka. Zmieściłaby mi się do każdej kieszeni, a może i nawet do ust. Obok leżała szkatułka. Wyciągnęłam ją. Była wąska, ale bardzo długa. Chciałam ją otworzyć, ale miała zamek. Wściekłam się. To co tam było, pewnie pomogłoby mi. Nie wiem w czym, ale w czymś na pewno.

     Zniosłam ją na dół. Usiadłam przy stole naprzeciwko Sama. Ten podniósł wzrok znad książki i spojrzał na szkatułkę marszcząc brwi.

     - Co to jest? - spytał.

     - Nie wiem - odparłam. - To jakaś szkatułka. Podejrzewam, że coś jest w środku, tylko że to cholerne pudełko ma zamek.

     - Nic tam nie pisze? - zdziwił się Sam. Gdy to powiedział, poczułam, że dostałam objawienia. Wzięłam szmatkę z kuchni i wytarłam nią kurz i pajęczyny. Moim oczom ukazał się zbiór liter, tylko, że one nie miały żadnego sensu. Były jakby rozsypane. Na rogach szkatułki widniały podobizny ludzi. Z ich ust coś się wydobywało. Zrozumiałam.

     Dmuchnęłam powietrzem z ust w litery na szkatułce, które zaczęły się ruszać. Wydawały przy tym cichy dźwięk. Sam zafascynowany patrzył na ruszające się litery. Po kilku minutach ułożyły się w napis, na szczęście w naszym języku.

     - Co tam pisze? - zapytał Sam. Sama jeszcze nie wiedziałam. Znów przetarłam szkatułkę. Na górnej części widniał napis: "Miłość to klucz do wszystkiego". Przewróciłam oczami. Nawet taka głupia szkatułka mnie denerwowała. Żeby było śmieszniej, to była jakaś zagadka.

     - Co tam pisze? - powtórzył Sam. Spojrzałam na niego.

     - Miłość to klucz do wszystkiego - przeczytałam. Sam uniósł lekko brew.

     - Wiesz o co może chodzić? - spytał. Pokręciłam przecząco głową.

     Potem przez całe popołudnie zastanawiałam się, o co chodzi. Nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać, ale musiałam. Sam zrobił mi kolację. Nie patrzyłam co jem, bo ciągle myślałam nad tą głupią zagadką.

     Położyłam się spać. Zasypiałam długo, tym razem bez Sama. Ku mojej radości, powtórzył mi się ten sen. Znów biegłam po trawie do czekających już na mnie ramion Sama. Tym razem jednak gdy się pocałowaliśmy, nie obudziłam się. Pocałunek trwał długo, a gdy Sam odsunął się powiedział: "Miłość to klucz do wszystkiego".

     I dopiero wtedy się obudziłam, przy okazji budząc Sama. Olśniło mnie! Sen był podpowiedzią, a przy okazji moim przekleństwem. Usiadłam na brzegu łóżka wpatrując się w Sama, a on we mnie.

     - Coś się stało? - zapytał troskliwie. Westchnęłam.


     - Wiem jak otworzyć szkatułkę, a przynajmniej tak mi się wydaję… - odparłam. Sam uśmiechnął się.

     - Świetnie, w takim razie chodźmy coś zrobić - powiedział wesoło. Opuściłam głowę zrezygnowana. Czułam jak Sam wlepia we mnie swój wzrok.

     - Jesteś mi do tego potrzebny - szepnęłam i spojrzałam na niego. Sam wyglądał na zdeterminowanego.

     - Co mam robić? - spytał. Uśmiechnęłam się słabo. Usiadłam mu na kolanach i zarzuciłam mu ręce na szyję. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale niczego nie powiedział. Westchnęłam.

     - Sam! Pocałuj mnie – poprosiłam.
     _______________________________
     Mam bekę z tego rozdziału, a dalej jest jeszcze lepiej ^.^ Proszę o komentarze i udostępnianie! Dzięki za wejścia na bloga i pozytywną opinię - to dużo dla mnie znaczy <3

4 komentarze:

  1. ło jejku dawaj dalej, jestem taka ciekawa co dalej *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział,blog i wgl.
    Dawaj następny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Umieram O_O co będzie dalej???

    OdpowiedzUsuń
  4. haha ^.^ super rozdział

    OdpowiedzUsuń