ROZDZIAŁ 3
Obudziłam się. Miałam wrażenie, że to wszystko było snem. Koszmarem. Śmierć ojca, brak ciała. To jakiś chory żart. Rozejrzałam się. Sama nie było przy mnie. Wystraszyłam się. A jeśli jemy też coś się stało? Nie darowałabym sobie tego. Musiałam chronić Sama za wszelką cenę. Tylko on mi został.
Usłyszałam odgłos ognia. Przez chwilę myślałam, że dom się pali, ale potem zobaczyłam Sama skulonego przy ogniu. Coś gotował. Wstałam bezszelestnie. Ta potrawa bardzo intensywnie pachniała. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Zachwycający zapach.
- Nie skradaj się. Słyszę cię - powiedział Sam. Podeszłam do niego, lecz ciągle wpatrywałam się w naczynie w którym gotował tę niesamowicie pachnącą potrawę.
- Nie skradałam się. To jakoś tak samo wyszło - tłumaczyłam. Sam nie odezwał się. Mieszał drewnianą łyżką w garnku. Pociekła mi ślinka.
- Jesteś głodna? - spytał jakby to nie było oczywiste. Przytaknęłam. Sam uśmiechnął się i gestem dał mi do zrozumienia, żebym usiadła przy stole. Chwilę później dołączył do mnie. Nałożył mi dużą porcję mięsa. Zdziwiłam się. Skąd wziął mięso?
- Jak zdobyłeś mięso?
- Zostało mi trochę z ostatnich uroczystości. Pomyślałem, że zrobię je dla ciebie i trochę poprawię ci humor - odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję - odparłam. Mój talerz szybko opustoszał. Rzadko mogłam zjeść coś tak pysznego.
Sam nie wychodził. Nie zostawiał mnie na chwilę. To było miłe z jego strony, ale czułam się już lepiej. Nie wiem czy to przez to mięso, czy przez to, że postanowiłam dowiedzieć się czegoś o przeszłości mojej rodziny.
Miałam takie przeczucie, że mojego ojca zamordowano, nie bez powodu. Po za tym moje znamię, bardzo mi dokuczało. Bolało i swędziało. Całe ramię miałam zesztywniałe. Gdy podniosłam rękaw mojej koszulki zmarszczyłam brwi. Niegdyś czarne znamię, podobne do tatuażu, świeciło złowrogą czerwienią. Tylko piorun pozostawał czarny. To musiało coś znaczyć. Może znajdę coś na strychu, pośród wszystkich pajęczyn i starych gazet. Wzdrygnęłam się na myśl o pajęczynach. Nie bałam się absolutnie niczego, oprócz pająków. Wywoływały u mnie obrzydzenie. Kiedyś fascynowało mnie to, że ich pajęczyny są tak wytrzymałe, a teraz brzydzę się tym.
Sam zaoferował mi swoją pomoc, zresztą zdziwiłabym się gdyby tego nie zrobił.
Na strychu walała się sterta kartonowych pudeł. Niektóre zapełnione były po brzegi inne całkiem puste. Zainteresowało mnie jedno pudło. Były tam książki. Wzięłam je do swojego pokoju i położyłam obok łóżka. Znaleźliśmy kilka gazet z XVII-go wieku. Wtedy urodziła się ostatnia kobieta z rodu Dream'ów. Była to moja babcia z kilkoma dodanymi 'pra'. Wystarczyło mi prababcia. Miała na imię Jessie. Artykuł o niej zbyt wiele mi nie powiedział. Pisano tam tylko, że jest to sensacja, bo w mojej rodzinie urodziła się kobieta. Dalsza część artykułu była wyrwana. Zdziwiłam się trochę, ale skoro gazeta miała ponad czterysta lat, nic dziwnego, że mogła się wykruszyć, albo podrzeć. Zainteresował mnie też tytuł gazety. "Przewodnik Magiczny", tak się nazywał. Był to pewnie jakiś kiepski żart.
Gdy po raz drugi zeszłam ze strychu było już późne popołudnie, więc powiedziałam Samowi, że na dzisiaj wystarczy grzebania na strychu. Stałam przy schodach prowadzących na strych czekając na Sama. Kiedy schodził potknął się i upadł. Oczywiście na mnie.
- Nie masz wrażenia, że to już się kiedyś zdarzyło? - spytał. Zaśmiałam się.
- Tak, tylko, że wtedy to ja byłam na górze - odparłam. Sam przytaknął i uśmiechnął się.
- Więc teraz to ja zdecyduję kiedy zejdę - powiedział. Zdenerwowałam się. Świnia z niego. Kiedy go poznałam był milszy. Ale cóż, braci się nie wybiera.
- Sam, złaź ze mnie! - On ani drgnął. Zaczęłam się szarpać, ale nic z tego. Był za silny. Gdy opuściły mnie resztki sił Sam uśmiechnął się triumfalnie.
- Wygrałem - szepnął tuż przed moją twarzą. Czułam jak się czerwienię. Nie z wściekłości. Po prostu nigdy, żaden chłopak nie był tak blisko mojej twarzy. Może to głupie, ale nigdy się też nie całowałam, mimo, że miałam te osiemnaście lat. Chociaż obiecałam sobie, że nigdy się nie zakocham, chciałam kiedyś kogoś pocałować. Zobaczyć jak to jest. Ale nie mógł to być Sam. Kochałam go jak przyjaciela czy brata. No, bo w końcu nie mogłabym się w nim zakochać. Prawda?
Za dużo na ten temat myślałam. Zebrałam wszystkie swoje siły i zrzuciłam zdezorientowanego Sama na podłogę. Ten zamrugał kilka razy nie wiedząc co się dzieje.
- Nie, to ja wygrałam! - krzyknęłam. Sam przewrócił oczami i podniósł się z podłogi.
Wieczorem zjedliśmy resztki chleba. Powinnam pójść do sklepu uzupełnić zapasy. Wiązało się to jednak z dźwiganiem wielu rzeczy na wymianę. Westchnęłam. Nie miałam wyjścia. Jeśli tego nie zrobię ja i Sam zaczniemy głodować, albo żebrać, a to nie było dozwolone.
Ani ja, ani Sam nie powiedzieliśmy tego na głos, ale stało się jasne, że razem zamieszkamy. Przyniósł materac do mojego pokoju. Chciałam powiedzieć, że nie musi spać na ziemi, ale ugryzłam się w język. Dobrze wiedziałam, że nie zmieni decyzji. Był za bardzo honorowy.
Gdy Sam smacznie chrapał, ja studiowałam książki. Bardziej je przeglądałam niż czytałam, bo to zajęłoby za dużo czasu. Mimo, że moje oczy odmawiały już posłuszeństwa, przeglądałam książki. Lecz około pierwszej w nocy nie wytrzymałam. Oczy same mi się zamknęły. Spałam smacznie, więc nie widziałam czyje widmo odwiedziło mój dom.
___________________________________________
Tak króciutko tylko, dzięki za wyświetlenia, proszę o komy i udostępnianie ;) Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Może dziś jeszcze wstawię kolejny :D
Super rozdział, czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńŚwietne :) ciekawe co się stanie w następnym ...
OdpowiedzUsuń