ROZDZIAŁ 32
Łaskawy Bryan wreszcie pozwolił mi wstać. Byłam szczęśliwa, kiedy wskazał mi drogę do łazienki. Nigdy jeszcze nie korzystałam z prysznica, ale wiem, że gdy stąd odejdę, będę za nim tęsknic. W życiu się tak długo nie myłam, ale nie musiałam się nigdzie śpieszyć. Nareszcie czułam się czysta i w miarę możliwości, ładna. Kiedy weszłam do pokoju otulona ręcznikiem, na łóżku leżała sukienka. Była dość krótka, zapewne do połowy ud i w kolorze czarnym.
Pasowała idealnie. Gdy przejrzałam się w lustrze zauważyłam, że odrobinę przytyłam. Nie dużo, ale moja obecna figura nadal świetnie współgrała z sukienką, która była naprawdę śliczna. Prosty krój przylegający do ciała z koronką na rękawach.
Zrobiłam sobie warkocz, który luźno opadał na moje ramię, a krótsze włosy wystawały z niego i spadały mi na oczy. W rogu lustra ujrzałam buty stojące przy łóżku. Odwróciłam się i podeszłam do nich.
Czarne baletki pasujące do sukienki. Nie rozumiem, kto to wszystko przyniósł, ale nie miałam zamiaru zgłaszać reklamacji czy zażaleń.
Wyszłam z pokoju trochę niepewnie. Znajdowałam się dokładnie na przeciwko schodów prowadzących na parter. Byłam na piętrze. Gdy przyszłam tu pierwszy raz, wszystko znajdowało się w półmroku i było otoczone złowrogą aurą. Teraz całe piętro było oświetlone lampami i gdzieniegdzie świecami ustawionymi na wąskich podstawkach. Było po prostu pięknie.
Zamknęłam drzwi. Rozległo się echo, a ja miałam wrażenie, że ten odgłos zbudził zmarłego. Było wczesne po południe, a ja nie wiedziałam co robić. Zeszłam na parter. Po prawej stronie ukazała mi się rozległa sala tronowa. Kolumny po obu stronach wydały mi się znajome.
Na tronie ktoś siedział, lecz z takiej odległości nie mogłam rozpoznać, kto? Podeszłam bliżej do mężczyzny. Siedział lekko zgięty, w prawej ręce trzymał berło, a wzrok spoczywał na czymś w oddali. Kiedy znalazłam się na środku sali tronowej, rozpoznałam tego człowieka. To Bryan. Tylko, że jakiś do siebie nie podobny, bo... Smutny.
Stanęłam po jego prawej stronie i położyłam mu rękę na ramieniu. Dotknął jej i westchnął, przenosząc wzrok na mnie.
- Co cię trapi? - spytałam. To nie podobne do Bryana. Znałam go krótko, ale wiedziałam, że jest typem człowieka tryskającego humorem, który przy okazji ma wiele fanek. Jeśli można to tak ująć.
- Sam nie wiem - sapnął. - Kilkanaście dni temu modliłem się, żeby spotkać Rivianę i choć przez chwilę z nią porozmawiać. Gdy nie nadchodziłaś, czułem coraz większą irytację, a po śmierci Amandy, gniew. Potem zdałem sobie jednak sprawę, że Riviana, nie mogłaby zawieść. Wtedy zacząłem robić rzeczy, które w oczach strażników były przestępstwami. Pogodziłem się ze śmiercią wiedząc, że przybędziesz, a ty ocaliłaś mi życie. Byłem zaszczycony tym, że mogłem z tobą porozmawiać, a ty oznajmiłaś, że mam zostać królem, gdy pozbędziesz się Amona. Wciąż nie rozumiem, dlaczego ja? Rozumiem, że mogłaś dać się ponieść chwili, ale miałaś trochę czasu na zmianę decyzji. A jednak tego nie zrobiłaś. Dlaczego? - mówił. Byłam zdziwiona tym co powiedział. Może nawet lekko zaszokowana.
- Słuchaj, gdy wypowiedziałeś do mnie pierwsze słowo, wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem - wyjaśniałam. - I miałam rację.
- Dzięki - mruknął jakby nie przekonany.
- Nie wierzysz mi? - spytałam zaskoczona. Bryan zacisnął oczy, a potem je otworzył. Później po prostu się uśmiechnął, tak jak zawsze i spojrzał na mnie.
- Wierzę - szepnął. To mi na prawdę wystarczyło, bo ton jakim to powiedział, sugerował, że nie były to tylko puste słowa. Uśmiechnęłam się do niego i ścisnęłam jego rękę.
- Co z Samem? - zapytałam. Starałam się ukryć niepotrzebne emocje, ale kiepsko mi to wyszło, bo głos mi się trochę załamał.
- Hmm... Być może ucieszy cię wiadomość, że całkowicie przywróciłem mu pamięć - odpowiedział Bryan, a ja miałam ochotę skakać z radości. Uśmiechnęłam się tak szeroko, że aż rozbolała mnie szczęka.
- Co on na to wszystko? Gdzie on teraz jest? - pytałam. Bryan usiadł inaczej na tronie i westchnął.
- Wiesz co było dziwne? - spytał, a ja pokręciłam głową przecząco. - Najbardziej nie zaskoczył go fakt, że jesteś czarownicą, tylko to, że wyznaliście sobie miłość - odparł, a ja poczułam łzy w oczach. On już wiedział. Wiedział, że jesteśmy razem.
- To... - Brakowało mi słów. - Gdzie on jest? Mogę się z nim zobaczyć?
- Z tego co powiedział mi Peter zrozumiałem tylko to, że miał zamiar wybrać się do ciebie - odpowiedział. Spojrzałam na niego krzywo.
- A ty dopiero teraz mi to mówisz - rzuciłam z wyrzutem. Bryan zaśmiał się, a jego śmiech odbił się echem od ścian.
- Wybacz, ale ja też chciałem z kimś porozmawiać - wyjaśnił. Pocałowałam go lekko w policzek, w geście wdzięczności.
- Chcę ci podziękować. Za wszystko - powiedziałam. Bryan ścisnął mocniej moją rękę.
- To była czysta przyjemność - szepnął i puścił moją dłoń. Odsunęłam się od niego, niepewna, co mam teraz zrobić. Bryan patrzył na mnie, a jego usta ułożyły się w słowo "idź". Posłuchałam go.
Kolejno pokonując schody, moje serce coraz bardziej wariowało. Zupełnie nie wiem o czym mam z nim rozmawiać. Czy na pewno pamiętał wszystko?
Zaciskając rękę na klamce do swojego pokoju, zamarłam. Zdałam sobie sprawę jak bardzo się boję tego spotkania. Boję się, a jednocześnie nie mogę się już doczekać.
Chcę go zobaczyć. Chcę z nim porozmawiać. Chcę mu powiedzieć, że go kocham. Chcę go pocałować, tak jak nigdy wcześniej. Chcę wrócić do domu...
Odetchnęłam głęboko i chyba najgłośniej w życiu. Czy to głupie, że bałam się spotkania z miłością swojego życia? Tak, to głupie i podobne do mnie.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że gdybym nie dowiedziała się o magii, że gdybym nie dowiedziała się kim na prawdę jestem, że gdybym nie znalazła tamtej szkatułki na strychu, być może ciągle nie byłabym pewna, co jest pomiędzy mną a Samem. Teraz gdy wiedziałam i on na szczęście też wiedział... Bałam się.
Znów odetchnęłam i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie te wszystkie cudowne chwile, które były słońcem pośród tych ciemnych dni. Te wszystkie pocałunki i czułe gesty. Wszystkie słowa. Nie musiałam się wysilać, żeby się uśmiechnąć. Otworzyłam oczy i nacisnęłam klamkę. Po kilku sekundach popchnęłam drzwi. Otworzyłam usta, chcąc przywitać Sama. Tylko, że jego tam nie było.
Z mojej twarzy zniknął uśmiech. Zamknęłam drzwi i obeszłam cały pokój wkoło. Nie było go. Nie potrzebnie tak się nakręcałam. Usiadłam na łóżku, tyłem do drzwi, żeby móc wyjrzeć za okno.
Miałam spuszczoną głowę i obojętny wyraz twarzy. Miałam tak wielką nadzieję, że jednak tu będzie. Teraz czułam jedynie rozczarowanie.
Poczułam wiatr na twarzy. Okno było otwarte, ale wcześniej nie czułam wiatru. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do otwartego okna. Wychyliłam się przez nie. Patrząc przed siebie, poczułam nagły przypływ energii. Miałam przed sobą kilkanaście drzew. Byłam pewna, że cała roślinność wyginęła. Ten widok natomiast, przywracał nadzieję na lepsze jutro. Westchnęłam zachwycona.
- Nie boisz się, że wypadniesz? - usłyszałam za sobą. Od razu poznałam ten głos. Ciepły z nutą sarkazmu. Odwróciłam się gwałtownie, żeby sprawdzić czy to nie urojenia. Ale nie. Stał przede mną w dżinsach i czarnej koszuli. Grzywka była podcięta i już nie wpadała mu do oczu, tylko idealnie zasłaniała czoło. Niebieskie oczy patrzyły na mnie z miłością. Tak, byłam pewna, że to była miłość. W moich oczach poczułam palące łzy, pragnące się uwolnić.
- Sam... - szepnęłam.
___________________________
"- Sam..." Wybaczcie, że tak krótko, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać, by przerwać w tym momencie. Ale spokojnie. Kolejny rozdział jutro. Przed ostatni... :c Za tydzień ostatni i epilog. Kurczę, żałuję, ale mam nadzieję, że wam się podobało :)
Proszę o komentarze, bardzo gorąco (ze względu na temperaturę za oknem :3)
O matko *_*
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, wiedziałam że Sam odzyska pamięć <3
Teraz tylko czekam na dziecko :3 (Albo dzieci jeśli to będą bliźniaki :D )
Czekam na obiecany dzisiejszy rozdział *__*
Marta, Igrzyskomaniaczka <3
Świetny :-) już się biorę za kolejne!
OdpowiedzUsuń