niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 33 - przedostatni :c

     ROZDZIAŁ 33
     - Sam... - szepnęłam. W jednej chwili świat zawirował i rozmazał się jak wielka plama. Wyraźny był tylko Sam, który stał jakieś cztery metry ode mnie. Serce skakało mi do gardła i biło tak mocno, że zapewne słyszały je nawet 'Zapominajki'.
     Nic nie mówił. Tylko patrzył i uśmiechał się do mnie. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję, ale chciałabym zemdleć i znaleźć się w jego ramionach. Tylko jego.
     Zrobił krok w moją stronę, a w moim organizmie zapaliła się lampka, która czekała zgaszona przez te wszystkie dni kiedy go nie widziałam. Oszczędzała energię, aż znów go zobaczę. I oto jest.
     Stanął kilka centymetrów ode mnie. Patrzył mi w oczy, a ja starałam się powstrzymać pragnienie pocałowania go. W tamtej chwili było to wręcz niemożliwe.
     Dotknął ręką mojego policzka, zostawiając po sobie ogień, który zaczął rozlewać się po całym moim ciele. Nie rozumiem, czemu sam dotyk i jego obecność, tak mocno na mnie działały. Spojrzałam mu głęboko w oczy i dopiero w nich ujrzałam całą prawdę. Widziałam, że też się powstrzymuje. Zobaczyłam ściśnięte wargi, a w oczach błysk pragnienia.
     Odnalazł dłonią moją rękę i pociągnął mnie za sobą. Usiadłam obok niego na łóżku. Nie puszczał mojej dłoni. Z jakiegoś powodu czułam się najszczęśliwsza w świecie, a tym powodem była obecność Sama.
     - Tęskniłem - szepnął, nie patrząc mi w oczy. Dotknęłam jego gładkiego policzka. Gdy to zrobiłam zamknął oczy.
     - Ja też - wyszeptałam mu do ucha. Nie wiem, czy się przesłyszałam, ale chyba mruknął, a ja mam raczej dobry słuch.
     - Pamiętam wszystko, Avri - oznajmił i w końcu spojrzał mi w oczy. - Wszystko - wyszeptał i uśmiechnął się do mnie. Odpowiedziałam tym samym.
     - I jak wrażenia? - spytałam. Zaśmiał się.
     - Jest lepiej niż się spodziewałem - odparł wciąż się śmiejąc. Wstałam, żeby móc położyć się na łóżku. Sam nie spuszczał ze mnie wzroku. Później uczynił to samo. Patrzył mi w oczy.
     Był ze mną. Obiecaliśmy sobie, że przeżyjemy i tak też się stało. Boże, przeżyliśmy. Możemy być razem i teraz nic i nikt nam nie przeszkodzi. Rozpłakałam się. Sam otarł moje łzy.
     - Cii - szepnął i przytulił mnie do siebie. - Nie płacz. - Pocałował mnie w czubek głowy. Wbrew sobie jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nienawidziłam płakać, ale to było tysiąc razy silniejsze ode mnie. Ciągle nie mogę w to uwierzyć... Żyjemy. Wysunęłam się z objęć Sama i dotknęłam ręką jego piersi. Czułam pod palcami bicie jego serca. Był zdenerwowany.
     - Na prawdę wszystko pamiętasz? - spytałam, ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się dzieję. Sam spojrzał na mnie uśmiechnięty.
     - A czy kazałaś mi się z tobą całować, żeby otworzyć szkatułkę w której była twoja różdżka? - odpowiedział pytaniem na pytanie i oboje wybuchliśmy śmiechem. Przytuliłam się do jego piersi.
     - Pamiętasz, o co mnie spytałeś tamtego dnia, gdy mieliśmy wejść do pałacu? - zapytałam. Chciałam tylko mieć pewność. Bardziej wyczułam niż zobaczyłam, że Sam się uśmiecha.
     - Jak mam być szczery, to nawet po wymazaniu pamięci to... pamiętałem. - Zaśmiał się. - Moje najpiękniejsze wspomnienia to wieczory i rozmowy z tobą. - Podniósł moją brodę, żebym spojrzała mu w oczy. - Każde z nich - wyszeptał. Czułam kolejne łzy. Dlaczego mi to robił? Przecież ten głupek wiedział, że nie cierpię płakać. Z drugiej strony, po tym co powiedział, musiałabym być potworem, gdybym się na niego wkurzyła.
     Pocałował mnie. Tak delikatnie jak to zapamiętałam, bo po tak długim okresie czasu, już prawie zapomniałam jak cudownie smakuje dotyk jego ust. Moje ciało zareagowało szybciej niż zwykle i czułam, że jego też. Podciągnęłam się wyżej na łóżku, żeby być bliżej niego. Wiązało się to jednak z oderwaniem od jego ust. Sam jednak nie marnował czasu. Ustami odnalazł moją szyję, a ja czułam się jak w niebie. Może nawet lepiej, nie można było tego ująć w słowa. Gdy oderwał się od mojej szyi, spojrzał mi w oczy.

     - Pamiętam jak pierwszy raz powiedziałaś mi, że mnie kochasz - szepnął. Dotknęłam jego twarzy. - Pamiętam co wtedy czułem - mruknął mi do ucha. Kiedy poczułam jego oddech na szyi, jęknęłam.
     - Co dokładnie? - Z trudem wysapałam. Sam znów spojrzał mi w oczy. W jego oczach było tylko jedno uczucie.
     - Ulgę - wyszeptał. Uśmiechnęłam się do niego. Zrobił coś czego bym się nie spodziewała. Wstał z łóżka. Podszedł do okna i je zasłonił. Następnie poszedł w stronę drzwi. Bałam się, że chce wyjść. Gdy szykowałam się do krzyku, zobaczyłam, że zaciska dłoń na zamku. Chciał tylko zamknąć drzwi. Ulżyło mi. W półmroku wyraźnie rysowała się jego sylwetka i mimo, że światło było zasłonięte, wyraźnie widziałam błysk w jego oczach. Ponownie położył się na łóżku obok mnie.
     - Co chcesz dostać na urodziny? - spytał, a mnie zamurowało. Spojrzałam na niego z rozbawianiem.
     - Mam wszystko czego pragnę - odpowiedziałam. Sam przysunął się bliżej.
     - Pytam serio - odparł. - Za tydzień masz urodziny, a ja nic dla ciebie nie mam. W zeszłym roku zrobiłem ci lampkę, pamiętasz?
     - To ty straciłeś pamięć - przypomniałam. Sam zaśmiał się. Z tak bliska widziałam zarys jego dołeczków.
     - Nie pamiętałem tylko ostatnich wydarzeń - oznajmił. Przejechał dłonią przez moje ramię i uważnie przyglądał się temu co robi.
     - Jak to jest, tak... Czegoś nie pamiętać? - spytałam. Sam zmarszczył brwi.
     - Chciałem sobie przypomnieć - wyjaśnił Sam. - Bryan i Peter bardzo mi pomogli. Całymi godzinami siedzieli ze mną w pokoju, rozmawiali ze mną, ale też pokazywali różne rzeczy. Większość przypomniałem sobie bez problemu, ale było kilka wspomnień, do których Bryan musiał użyć zaklęcia. - Skrzywił się. - Nie było to przyjemne, ale wiedziałem, że jest to konieczne. - Westchnął. Spuściłam wzrok.
     - Sam, tak mi przykro... To moja wina - szepnęłam. Sam jęknął niezadowolony.
     - Nie ma w tym wszystkim grama twojej winy. To ja się uparłem, żeby tam wejść. Poniosłem tego konsekwencje. - Bronił mnie.
     - Przestań... - poprosiłam ściszonym głosem. Nie mogłam sobie wyobrazić Sama, który cierpi. Sprawiało mi to wewnętrzny ból. To co się stało podczas walki... Gdy Amon rzucił Samem przez cały pokój... Sam cierpiał. Z mojej winy.
     - Wiesz, że jestem niepoprawnym romantykiem - zaczął Sam, a ja cicho się zaśmiałam, widziałam, że on też. - Avri - kazał mi spojrzeć sobie w oczy - dla ciebie zrobiłbym wszystko, nawet jeżeli to kompletne wariactwo - wyjaśnił. Zaśmiałam się dwa razy głośniej niż wcześniej.
     - Dziękuję - szepnęłam. Sam pocałował mnie w czubek głowy, a ja zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, Sam był zaledwie kilka milimetrów od mojej twarzy. Nasze nosy się stykały. Czułam, że jego oddech przyśpiesza, mój też choć nie wiedziałam właściwie, dlaczego.
     - Kocham cię - wyznał Sam. Powiedział to, czego tak bardzo pragnęłam. Nie wiem czemu, ale łza spłynęła mi po policzku. Sam ją otarł.
     - Kocham cię - szepnęłam. Sam zbliżył się i pocałował mnie mocno.
     Zaatakował moje usta z dziwną dzikością. Nie to, że mi się nie podobało. Wręcz przeciwnie, moje ciało oszalało. Przysunął mnie do siebie, a ja poczułam ogień na każdym centymetrze ciała, bo Sam nagle się tam znalazł. Zacisnęłam ręce na koszuli Sama. Oderwałam się od niego na chwilę. Spojrzał mi w oczy. Musiał ujrzeć w nich pożądanie, ja w jego oczach dokładnie to zobaczyłam. Sapaliśmy głośno, a nasze zmieszane oddechy wypełniały cały pokój.
     - A konsekwencje? - spytałam zdyszana z uśmiechem przyklejonym na ustach. Miałam nadzieję, że ten żart, który wcześniej był powodem mojej wściekłości, też sobie przypomniał. Widocznie tak, bo zaśmiał się cicho i przysunął mnie jeszcze bliżej siebie, co wydawało się niemożliwe. Moja noga zacisnęła się na jego biodrze. Sam jakby przez chwilę tego nie zauważył, bo ciągle wpatrywał się w moje oczy.
     - Jakie konsekwencje? - odpowiedział w końcu. A więc pamiętał. Potem wrócił do moich ust, które już czekały.
     Później zgasił mój ogień. Lepiej niż kiedykolwiek.

     Po tym wszystkim, byłam zmęczona jak nigdy dotąd. Udało mi się jednak dociągnąć do łazienki i pod prysznic. Umyłam się szybko i owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju. Sam ubrał się i wyglądał przez okno. Dziwne, że nie było mu zimno. Podeszłam do niego z prawej strony i rozejrzałam się. Kończyła się zima. Śnieg topniał, a drzewa na zewnątrz jakby rosły w oczach. Szkoda tylko, że było ich tak mało.
     Czułam, że Sam patrzy na mnie uważnie. Kiedy na niego spojrzałam, jego wyraz twarzy nic mi nie mówił. Był przystojny jak zawsze. Musnął palcami mój policzek.
     - To nie sen - szepnął. Uśmiechnęłam się. Podeszłam do Sama i pocałowałam go. Sam od razu chwycił mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Kiedy dotknęłam jego ust, czas jakby się zatrzymał. Byliśmy tylko my, Avri i Sam pochłonięci sobą bezpamiętnie. Poczułam jak mój ręcznik się zsuwa. To nie wina Sama, tylko moja, bo przestałam go trzymać. Zdjęłam ręce z jego szyi i lekko zmieszana, chwyciłam ręcznik. Wiem, że na twarzy miałam wymalowaną niezręczność tej sytuacji, natomiast Sam wydawał się rozbawiony. Zaśmiał mi się w twarz.
     - Wiesz dziubku, widziałem znacznie więcej - powiedział, niby żartem, ale i tak wymierzyłam mu kuksańca w bok.
     - To nie śmieszne i nie mów do mnie "dziubku" - ostrzegłam, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Podniosłam sukienkę z podłogi i stojąc tyłem do Sama, narzuciłam ją na siebie. Dobrze wiedziałam, że Sam mi się przygląda. W końcu to tylko facet. Jednak mi to nie przeszkadzało.
     Gdy miałam zamiar wrócić do Sama, drzwi otworzyły się ze znanym mi już, skrzypnięciem. Moje bębenki nie były zadowolone z tego hałasu. Dziwne, że Sam wszedł bezszelestnie. On zawsze będzie mnie zaskakiwał. W drzwiach stali Bryan i Peter. Peter popędził w moją stronę i stanął przede mną. Schyliłam się i wzięłam go na ręce.
     - Dzień dobry, Avri - przywitał się Peter. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
     - Cześć, Peter - powiedziałam. Bryan przywitał się z Samem, a mi posłał tylko promienny uśmiech. Odpowiedziałam tym samym. Bryan usiadł na brzegu łóżka po mojej lewej stronie, a Sam po prawej, Peter ciągle spoczywał w moich rękach. Tak więc, byłam otoczona przez facetów. Dziwne uczucie.
     - Może przejdę od razu do rzeczy - zaczął Bryan. - Peter i ja, uznaliśmy, że dobrze by było, żebyście wrócili już do domu - oznajmił. Normalny człowiek na moim miejscu, byłby wściekły. Ja jednak nie jestem normalna. Cieszyłam się, że mogę wrócić do domu. Gdy Bryan otworzył usta, żeby coś powiedzieć, zabolał mnie brzuch. Coś jakby nagłe ukłucie. Później było tylko gorzej. Czym prędzej pobiegłam do łazienki. Cóż, zwymiotowałam jak nigdy wcześniej. Ohyda...
     Po dziesięciu minutach mdłości, usłyszałam pukanie. Wiedziałam kto to, zanim otworzyły się drzwi. Sam przemknął się cicho, a ja wciąż siedziałam z głową uwieszoną nad sedesem. Cóż za romantyczny widok.
     - Nie potrzebnie przyszedłeś - warknęłam, ale wciąż czułam pieczenie w gardle. Jęknęłam. Podeszłam do umywalki i wypłukałam gardło, a następnie umyłam zęby. Pozbyłam się ohydnego smaku z ust, pozostawiając tam jedynie smak mięty. Jednak bolała mnie głowa. Sam który powinien być wściekły, za to jak wypowiedziałam ostatnie słowa, ciągle stał w wejściu. Podszedł do mnie, gdy zobaczył, że na niego patrzę.
     - Już lepiej? - spytał troskliwie. Czemu nie był zły? Ani nawet urażony? Czemu był takim cholernym ideałem, a ja... Właśnie. Nie wiem nawet kim jestem.
     - Tak - szepnęłam. Po wyjściu z łazienki zauważyłam, że Bryan i Peter zniknęli. To też zapewne sprawka Sama. Położyłam się na łóżku, trzymając chłodną rękę na głowie. Słyszałam jak Sam kładzie się obok mnie. Położył się na boku, żeby mnie widzieć. Widziałam, że się martwi. Też położyłam się na boku i patrzyłam na niego. Byłam... zmieszana.
     - Mogę o coś spytać? - spytałam.
     - Oczywiście - szepnął Sam i uśmiechnął się do mnie. Przez chwilę szukałam odpowiednich słów.
     - Co ty we mnie widzisz...? - zapytałam trochę niepewna tego co mówię. Sam spojrzał na mnie krzywo. Nastałam cisza. Przerwał ją Sam, wybuchając śmiechem. Patrzyłam na niego jak na wariata, bo tak się zachował.
     - Powiedziałam coś nie tak? Z czego ty się śmiejesz?
     Sam spojrzał na mnie, ale w jego oczach wciąż dostrzegałam iskierki rozbawienia.
     - Czemu zadajesz takie głupie pytania? - powiedział Sam. Zmarszczyłam brwi.
     - Dlaczego "głupie"? Chciałam tylko wiedzieć, jak to się stało, że ty zakochałeś się w kimś takim jak ja - wyjaśniłam, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Sam odetchnął.
     - Słuchaj zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia - zaczął Sam. - Przez wiele dni wmawiałem sobie, że to tylko złudzenie i po prostu mnie zauroczyłaś, ale kiedy gdy coraz częściej cię widywałem, zdałem sobie sprawę, że cię kocham. Sam nie wiedziałem, dlaczego? Twoje błyskotliwe odpowiedzi, uroda i sposób bycia... Przyciągały mnie do ciebie. Z każdym dniem czułem się coraz bardziej zakochany. Po czterech latach, nareszcie odwzajemniłaś moje uczucie. Nawet nie wiesz, co czułem kiedy powiedziałaś, że mnie kochasz. Ja... Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - mówił Sam. Im dłużej opowiadał, tym bardziej szerszy stawał się mój uśmiech. Pierwszy raz mi to opowiedział. Cieszę się, że to zrobił.
     - Spodziewałeś się, że sprawy zajdą aż tak daleko? - spytałam nie kryjąc rozbawienia. Sam zaśmiał się pod nosem.
     - Szczerze? - zapytał. Przytaknęłam. - Nigdy bym się czegoś takiego po tobie nie spodziewał, ale bardzo mile mnie zaskoczyłaś. - Przejechał dłonią po moim policzku. - Można powiedzieć, że zakochałem się na nowo - wyszeptał. Byliśmy kilka milimetrów od swoich twarzy, ale znów poczułam mdłości. Zerwałam się z łóżka jak oparzona. Wróciłam do punktu wyjścia. Przywitałam się z muszlą klozetową i zwróciłam obiad. Szkoda, bo był pyszny. Sam przyszedł kilka sekund później. Głaskał mnie po plecach. Alice często mówiła, że coś jest tak słodkie, że aż można zwymiotować. Mój żołądek chyba potraktował to zbyt dosłownie.
     Znów umyłam zęby, tym razem dłużej, bo byłam wkurzona. Zbyt mocno dociskałam szczoteczkę, ponieważ poczułam w ustach smak krwi. Spojrzałam w lustro. Byłam blada jak kreda. Co się ze mną dzieję? Sam podszedł do mnie i objął mnie z tyłu. Brodę oparł o moje ramię. Patrzył na moje lustrzane odbicie.
     - Teraz też powiesz mi, że czujesz się dobrze? - spytał, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Odwróciłam się i przytuliłam się do jego piersi.
     - Nic mi nie jest - szepnęłam. Cóż, kiedy znajdowałam się w jego ramionach, była to prawda. Sam wziął mnie na ręce jak pannę młodą, przeniósł przez drzwi i położył na łóżku. Usiadł na brzegu łóżka, chwytając mnie za rękę.
     - Zaraz zajdzie słońce. Idź już spać - poprosił gładząc mój policzek.
     - Nie odchodź - szepnęłam, chociaż było w moim głosie wiele błagania. Sam podniósł się odrobinę i pocałował moje czoło. Zamknęłam oczy z przyjemności i zmęczenia.
     - Nigdzie się nie wybieram - wyszeptał tuż nad moim uchem. Zastanawiałam się czy mówi o czasie teraźniejszym, czy o przyszłości. W naszym przypadku, na jedno wychodziło.
     Sam położył się obok mnie, a ja użyłam jego piersi jako poduszki. W uszach czułam szybkie bicie jego serca. To najpiękniejsza muzyka. Sam przejechał ręką po moich włosach, a ja uśmiechnęłam się czując jego czuły dotyk.
     - Niech ci się przyśni coś magicznego - szepnął.
     Pamiętał...
     Spałam spokojnie. W moim śnie ja i Sam, byliśmy w domu. Alice pomagała mi przygotować się do uroczystości, którą okazał się potem mój ślub. Byłam podekscytowana i przerażona, nie pamiętam które uczucie było dominujące. Do ołtarza poprowadził mnie Bryan, a moją suknię przytrzymywał Peter, który urósł, a może po prostu użył zaklęcia. Jednak najważniejsza osoba stała przede mną. .
      Sam miał na sobie biały garnitur. Wyróżniała się jedynie czarna muszka. Bryan podał moją rękę Samowi, a moje serce podskoczyło do gardła. Kiedy przyszła pora na pocałunek uśmiechnęliśmy się do siebie. Zapomnieliśmy o ludziach wokół. Wtedy liczyliśmy się tylko my. Pocałunek był krótki, ale przepełniony wszystkimi uczuciami. Gdy się od siebie odsunęliśmy... Obudziłam się.
     Chciałam się dowiedzieć, kiedy ja i Sam będziemy mogli wrócić do domu. Jednak od dwóch dni nie miałam okazji, a czułam się coraz gorzej. Kilka razy dziennie wymiotowałam i nikt nie wiedział co mi dolega. Znów cały dzień leżałam w łóżku i nic nie robiłam. Nie dość, że się nudziłam to czułam się jak piąte koło u wozu dla Bryana i Petera. Byli pochłonięci sprawami organizacyjnymi oraz rządami. Nie miałam im tego za złe, bo robili porządek w kraju, ale gdy żadne z nich mnie nie odwiedzało czułam się przez nich odrzucona.
     Natomiast Sam był przy mnie cały czas. Nie wychodził z mojego pokoju i pilnował mnie jak oka w głowie. Tylko dzięki niemu jeszcze nie zwariowałam.
     Na początku myślałam, że to zatrucie. W tych czasach zdarza się to dość często. Sam też tak myślał, ale to trwało już prawie cztery dni. Dla mnie, zbyt długo.
     Znowu spałam do południa. Gdy się obudziłam zobaczyłam, że Sam wygląda przez okno. Wiatr rozwiewał mu włosy, a spojrzenie padało na coś w oddali.
     Mimo ukłucia w brzuchu, wstałam z łóżka i podeszłam do Sama. On jakby tego nie zauważył i ciągle patrzył przed siebie. Miał radosną twarz.
     Spojrzał na mnie z góry, a potem chwycił moją rękę. Uśmiechnęłam się, czując jego czuły dotyk. Ścisnął mocniej moją dłoń.
     - Chciałbym, żeby tak było wszędzie - powiedział. Spojrzałam na niego zdziwiona.
     - Co masz na myśli? - spytałam. Westchnął.
     - Rośliny. Skoro nie oszczędzono żadnych, to czemu Amon zachował drzewa w swoim pałacu? - odparł.
     - Nie mam pojęcia.
     - To tak jak ja. - Zaśmiał się. Spojrzałam na drzewa. Były w idealnym stanie. Pewnie były pielęgnowane z wyjątkową starannością. Może Amon nie do końca był potworem.
     - Chcę wracać do domu - szepnęłam, bardziej do siebie niż do niego.
     - Ja też. Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię w sukni ślubnej, panno Clifin.
     Spojrzeliśmy na siebie. On wyglądał na poważnego, a ja na wzruszoną. Przypomniał mi się sen, który śnił mi się dwa dni temu.
     - Mam nadzieję, że to będzie najcudowniejszy dzień w moim życiu. W sumie, nie powinnam mieć wątpliwości. Nigdy nie myślałam o ślubie, bo byłam przekonana, że nigdy się nie zakocham. Chciałabym, żeby moja suknia utkwiła wszystkim w pamięci. Chcę w niej pięknie wyglądać - mówiłam. Sam chwycił mnie w talii i przysunął się do moich ust. Dobrze, że po każdym spotkaniu z sedesem, pamiętam, żeby umyć zęby. Ha, cóż za romantyczne myśli podczas pocałunku z ukochanym. Sam odsunął się ode mnie i przysunął usta do mojego ucha.
     - Ty zawsze jesteś piękna - szepnął. Czując jego oddech na mojej szyi i miękki głos w głowie, poczułam rozlewającą się po moim ciele falę ciepła. Odsunął się ode mnie. Puścił moją talię i znów spojrzał przed siebie. Ja też.
     - Chciałabym się nacieszyć tym widokiem, zanim wrócimy - powiedziałam.
     - A propos - wtrącił Sam. - Bryan powiedział mi, że może nas przenieść do domu zaklęciem. Więc, teoretycznie, możemy wrócić w każdej chwili - wyjaśnił. Spojrzałam na niego.
     - Dopiero teraz mi to mówisz? - Podniosłam głos. Sam zaśmiał się cicho.
     - Wybacz - szepnął. Rozluźniłam mięśnie. Dlaczego nie potrafię się na niego gniewać?
     Bryan wpadł zdyszany do pokoju. Spojrzałam na niego wściekła.
     - Nie umiesz pukać do drzwi? - warknęłam. Czułam jak przez moje ciało przechodzi gniew. Nie wiem dlaczego, ale w rękach pojawiły się moje kule światła. Gdy spojrzałam na swoje dłonie, zdziwiłam się. Kolor był czarny. Przestraszyłam się, a kule zniknęły. Usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłonie. Co się ze mną dzieję?
     - Sam, musimy porozmawiać - oznajmił Bryan. Nawet na nich nie spojrzałam, choć czułam na sobie zatroskany wzrok Sama. Gdy usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, wrzasnęłam na cały głos. Wiem, że na pewno mnie usłyszeli, ale Bryan nie pozwoli Samowi znów tu wejść, dopóki z nim nie porozmawia.
     Co się ze mną dzieję? Wymioty, jakieś głupie wybuchy. Może mój umysł już dłużej nie wytrzymuje pobytu tutaj? Być może było to bliskie prawdy. Bardzo tęsknie za domem...
     Mimo, że byłam na drugim końcu pokoju, a drzwi były dość grube i tak słyszałam, że Sam i Bryan rozmawiają podniesionym głosem. No dobra, po prostu się kłócili. W normalnej sytuacji, podeszłabym do drzwi ze szklanką przyłożoną do ucha i zaczęłabym podsłuchiwać. Tylko, że nie miałam ani szklanki, ani ochoty.
     Przeważał krzyk Bryana. Sam od czasu do czasu podnosił głos, ale był opanowany. Kilka razy usłyszałam słowa "Zrozum to", " To nie może być prawda", "Musimy" albo "Nie dzisiaj". Jeśli mam być szczera, to miałam tę rozmowę tam, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę.
     Sam wpadł do pokoju.
     - Dobra, spadaj! - warknął Sam. Trzasnął drzwiami i wściekły, opadł na łóżko. Schował twarz w dłonie i wrzasnął. Wstałam z podłogi, podeszłam do łóżka i położyłam się obok Sama. Dotknęłam jego ramienia. Nie wiem jak to się stało, ale uleciała ze mnie cała złość i niepewność.
     - Co się stało? - spytałam.
     Sam zabrał dłonie z twarzy i usiadł na łóżku. Zrobiłam to samo. Patrzył na mnie przerażony. Czułam, że nie wie co powiedzieć, a to do niego nie podobne. Zamknął oczy. Nie chciałam go rozpraszać.
     Po kilku minutach ciszy Sam spojrzał na mnie. Widocznie coś przemyślał, bo nie widziałam już na jego twarzy przerażenia, tylko szczęście.
     - Co się stało? - powtórzyłam. Sam zeskoczył z łóżka i zaczął skakać po pokoju. Patrząc na jego minę, mogłam się domyślić, że ze szczęścia. Nie wiedziałam tylko, co go tak ucieszyło?
     Sam podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona. Zaczął ze mną, kręcić się po pokoju. To nie był dobry pomysł.
     - Sam, naprawdę chcesz, żebym puściła na ciebie pawia? - warknęłam. Sam wydał się niezrażony, ale przestał kręcić. Mi natomiast zakręciło się w głowię. Na szczęście mdłości minęły.
     - Avri! - krzyknął i zaczął się śmiać. To zaczynało się robić irytujące.
     - Możesz powiedzieć, co się dzieję? Nie mam teraz nastroju na żarty - krzyknęłam w jego stronę. W ogóle go to nie ruszyło, ale przestał się śmiać. Podszedł do mnie i objął mnie w talii. Moja wściekłość ulotniła się w mgnieniu oka. Czy on naprawdę nie wie, jak na mnie działa?
     - Bryan mi coś powiedział - zaczął. - W pierwszej chwili pomyślałem, że nie może być gorzej, ale po chwili namysłu, zrozumiałem, że to najpiękniejsza rzecz jaka mogła się przydarzyć. - Wciąż mówił tajemniczo. Odetchnęłam i starałam się uspokoić bębniące we mnie emocje.
     - Sam, proszę powiedz wprost - poprosiłam, zmęczona tą rozmową. Sam pocałował mnie bardzo mocno i krótko, co wywołało u mnie potężny dreszcz.
     - Na prawdę nic nie zauważyłaś? - spytał lekko zdziwiony. Zmarszczyłam brwi.
     - Nie mam pojęcia o co ci chodzi - powiedziałam zgodnie z prawdą. Sam odgarnął mi włosy z czoła. Widziałam błysk w jego oczach.
     - Peter miał wizję - szepnął. Spojrzał mi głęboko w oczy. - Avri... Będziemy mieli dziecko - oznajmił.

     ___________________________________

     Długo, hehe. Rozdział specjalnie dla Marty (Igrzyskomaniaczki) - dzięki za wszystkie miłe słowa. Kilka razy na prawdę mocno mi pomogły twoje komentarze. Mam nadzieję, że ostatni rozdział cię nie zawiedzie :)

     Proszę o dalsze komentarze I HOPE, że dojdziemy do 5000 wyświetleń :D

2 komentarze:

  1. Wzruszyłam się :')
    Bardzo dziękuję za dedykację <3
    Oczywiście, że mnie nie zawiodłaś, jak zawsze :*
    Szkoda tylko, że kończy się ich historia :/
    Wiesz może o czym będziesz pisać potem?
    Może o ich dziecku?
    Tak tylko się domyślam.
    Jeszcze raz dziękuję za dedykację <3

    Marta, Igrzyskomaniaczka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, ona jest w ciąży!!!!!!!!! ;) Ale się cieszę!

    OdpowiedzUsuń