sobota, 15 marca 2014

Rozdział 30 - where's happy end?

     ROZDZIAŁ 30

     Ręka w której trzymałam różdżkę, trzęsła mi się niczym galaretka, którą jadłam na dziesiąte urodziny w formie tortu. Moje serce biło strasznie głośno. Bałam się, że Amon może je usłyszeć.

     Weszłam do tego pomieszczenia. W powietrzu czuć było zapach wosku. Większość przestrzeni zajmowały świece. Niektóre się paliły, a inne nie.

     Amon siedział po turecku. Widziałam jego plecy. Skradałam się najciszej jak mogłam. Bałam się chwili, w której Amon się odwróci. Czułam za sobą obecność Sama. Był dalej niż się spodziewałam, ale jednak tu wszedł. Na usta cisnęło mi się słowo, idiota. Szybko zrozumiałam jednak, że to słowo nie powinno być przeznaczone dla Sama, bo w końcu on jest tutaj przeze mnie.

     Bardziej wyczułam niż zobaczyłam jak Amon się poruszył. Podniósł głowę i siedział teraz wyprostowany. Jego ramiona były zbyt szerokie, żeby mogły być realne. Mógł nimi objąć dwa drzewa, dużej wielkości.

     Zaczęłam odczuwać suchość w gardle, gdy Amon wstał. Był tak spokojny, że stawało się to odrobinę drażniące. Wolę jednak rozmawiać ze spokojną owcą, niż wściekłym lwem.

     Spojrzał na mnie. Jego oczy były pełne zimna i nienawiści, aż poczułam chłód na plecach. Wydawało mi się, że jest bezbronny. Ręce miał skrzyżowane z tyłu niczym grzeczny uczeń.

     Wydawał się nieszkodliwy. Ależ pozory mylą. Przecież Amon może czarować bez różdżki. A jednak trzymał ją w ręce. Wymachiwał nią i kreślił jakieś znaki, tak przynajmniej mi się wydawało dopóki nie usłyszałam, nie dokładnie stłumionego jęku.

     Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam jak niewidzialna ręka trzyma Sama za kołnierz. Widziałam, że to go boli. Spojrzałam wściekle na Amona.

     - Puść go - powiedziałam. Niby wiedziałam, że to nic nie da, ale zawsze warto spróbować. Amon patrzył na mnie rozbawiony.

     - Puścić go? - spytał wyższym głosem niż to zapamiętałam z wszystkich wizji. - Proszę bardzo! - ryknął i przerzucił Sama na drugi koniec pokoju. Kilka milimetrów dzieliło go od zapalonych świec. To był cud, że nic mu się nie stało. No... Prawie nic. Przerażona, podbiegłam do Sama. Był nieprzytomny.

     - Sam. Sam! Sam! - krzyczałam jednocześnie potrząsając nim. Nie dawało to absolutnie nic. Nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam płakać. Kilka moich łez wylądowało na jego twarzy.

     - Na prawdę myślałaś, że jeśli jest odporny na zaklęcia z pierwszego poziomu, nie uda mi się go zabić? - warknął Amon z wyższością w głosie. Odwróciłam się by na niego spojrzeć.

     - Jak to? - pisnęłam zdziwiona. - Jessie mówiła, że jest odporny na wszystkie zaklęcia oprócz... - Zdążyłam ugryźć się w język. O mało nie wygadałam się na które zaklęcie Sam nie jest odporny. Chociaż coraz mniej wierzyłam w tę całą tarczę...

     - Wierzyłaś Jessie?! - spytał Amon, jakby zszokowany i w ogóle nie zdziwiony tym, że mogłam rozmawiać z Jessie. - Wierzyłaś tej kobiecie, która miała czelność nazywać się czarownicą?! - Jego głos był coraz ostrzejszy. Kiedy chciałam coś powiedzieć, Jessie się wtrąciła. Za bardzo.

     Czułam, że zastępuje mnie w moim ciele. Teraz to ja byłam schowana, gdzieś w cieniu umysłu. Mogłam tylko patrzeć. Jessie przejęła kontrolę nad moim ciałem. Widziałam ruch dłoni, choć to nie ja wykonałam gest. Czułam się bezsilna.

     - Jak śmiesz tak o mnie mówić! - warknęłam, a raczej Jessie warknęła. Amon pokiwał kilkakrotnie głową, jakby zrozumiał co się dzieję.

     - Zarzucasz mi kłamstwo? To do ciebie nie podobne Jessie. Nie pamiętasz już, jak byłaś we mnie zakochana? - Amon powiedział to prawie... Po ludzku. Uderzyło mnie to, że Jessie ani jednym słowem nie wspomniała... O tym, że zakochała się w tym potworze. Boże, ale przecież to straszne!

     - Zamknij się! - rozkazałam. Amon wydawał się nie wzruszony.

     - Powiedz swojej następczyni jak mnie uwiodłaś. Powiedz jak mnie porzuciłaś, gdy dowiedziałaś się kim na prawdę jestem. Powiedz jej całą prawdę o sobie! - nalegał. Wydawał się jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej, natomiast Jessie sprawiała wrażenie przygaszonej.

     "Nie daj się zwieść", szepnęłam do niej. Nie odpowiedziała, ale chyba podziałało. Jessie zamachnęła się różdżką, z której wyleciał niebieski strumień światła oślepiający nasze oczy. Amon przetoczył się przez pokój, ale szybko odzyskał równowagę.

     Utworzył w ręce kulę światła. Zabójczą kulę. Nie mamy szans. Lecz gdy Amon przerzucił kulę na drugi koniec pokoju, Jessie (z trudem) odparowała cios. Czułam się zbędna. Nie mogłam nic zrobić, nawet ruszyć ręką, czy nawet palcem. Byłam niczym duch.

     Jessie wyczerpało odparowanie kuli. Zaczerpnęła oddech. Chciałam coś powiedzieć, ale głosu też nie mogłam z siebie wydobyć. Mogłam jednak spojrzeć na to co robi Amon. To co zobaczyłam, było jedną z najgorszych rzeczy jakie widziałam. Widziałam jak Amon szepcze jakieś zaklęcie, a po chwili celuje w Sama. Sam zaczął się trząść jakby miał drgawki. Poczułam nagły przypływ złej adrenaliny.

     - Sam! - krzyknęłam co sił w płucach. Odzyskałam panowanie nad ciałem. Podbiegłam do Sama i znów próbowałam go ocucić. Zero reakcji. Przyłożyłam dwa palce do jego szyi. NIE CZUŁAM PULSU! Szybko poderwałam się na nogi i spojrzałam na Amona spojrzeniem przepełnionym nienawiścią.

     - Coś ty mu zrobił?! - ryknęłam. Zaczęłam szukać różdżki, lecz z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam jej przy sobie. Amon przysunął się.

     - Nic wielkiego. Najpierw wyssałem z niego trochę energii. Wyczyściłem mu odrobinę pamięci. Chciałem wyczyścić całą, ale mi nie pozwoliłaś, bo zaczęłaś krzyczeć jak mała dziewczynka! - warknął Amon z widocznym zadowoleniem na ustach. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Wyssał energię? Wyczyścił mu pamięć? Nie... Sam nie może mnie zapomnieć! Nie może umrzeć... Nie po tym co się stało. Nie po tym co przeszliśmy!

     Poczułam w gardle dławiącą gulę, a w oczach palące łzy. Nie, nie, nie, nie, nie!

     "Coś wymyślimy", usłyszałam Jessie.

     "Ty się lepiej zamknij!", ryknęłam w duchu.

     Świat był niesprawiedliwy.

     Amon zacisnął niewidzialną dłoń na mojej szyi. Widziałam błysk w jego oku. Wyglądał na szczęśliwego. Zaczęłam się dusić. Próbowałam złapać odrobinę powietrza, ale nie mogłam. Amon przerzucił mną na drugą stronę pokoju. Uderzyłam w ścianę plecami tak mocno, że aż zaparło mi dech. Z każdym minimalnym oddechem czułam w piersiach rozrywający ból, a na szyi gorące pieczenie.

     Nie tak wyobrażałam sobie moją śmierć. Miało być szybko i bez bólu. Ostatnimi siłami podniosłam się z ziemi. Ledwo utrzymywałam się na trzęsących kolanach. Amon patrzył na mnie z wyższością i triumfem w oczach. Trzy Riviany z rzędu. Niezły wynik...

     Spojrzałam na swoje ręce, a potem na Amona. Nie miałam siły... I wtedy mój wzrok padł na Sama. Jego ciało było bezwładne... I to wszystko wina tego piekielnego Amona! Odebrał mi wszystkich, których tak bardzo kochałam! Zaczęłam płakać. Wszystko co zrobiłam nie miało sensu. Co ja niby mogłam zrobić?

     Wtedy Jessie, która skulona siedziała ciągle w mojej głowie, pokazała mi kilka chwil, które spędziłam z Samem i moim tatą. Widziałam ich roześmiane twarze, swoją również.

     "Nie pozwól, by śmierć poszła na marne", szepnęła Jessie, ale to ją wiele kosztowało. I mimo, że ciągle czułam ją w sobie, wiedziałam, że mi nie pomoże.

     Zebrałam w sobie wszystkie siły. Całą moją wściekłość na Amona i na moją przeklętą rodzinkę. Czułam, że moje znamię zaczyna mnie parzyć. Cała moja moc skumulowała się w dłoniach, by okazać się ogromną kulą światła.

     Spojrzałam na Amona. Wciąż się mnie nie obawiał. Czuł, że nie mogę wypowiedzieć tego zaklęcia. Że jestem za słaba. Tylko, że coś zrozumiałam. Amon nie jest wart życia na Ziemi.

     Kula światła stawała się coraz większa, a ja coraz bardziej czułam moc, która wypełniała mnie od środka i wchodziła w moje ręce.

     Za miłość...

     - Daverra Scortum! - krzyknęłam i skierowałam kulę na Amona. Dopiero wtedy ujrzałam na jego twarzy przerażenie.

     - NIE! - zawył przeciągle, nim kula wniknęła w jego ciało i w ciągu kilku sekund rozerwała go na tysiące kawałków. Bez krwi, bez wnętrzności. Zmienił się w nic nieznaczący popiół.

     Nastała cisza. W pokoju nie było już czuć śmierci.

     Oddychałam ciężko, wciąż patrząc na popiół, który leżał wszędzie. Tak bardzo się przed tym broniłam, ale... Czułam satysfakcję. On zabił tyle niewinnych osób. To było sprawiedliwe.

     "Jestem z ciebie dumna", usłyszałam głos Jessie, który był dużo bardziej wyraźny niż wcześniej.

     "Nie mów mi takich rzeczy", poprosiłam.

     "Rozumiem".

     "Wiesz, że będziemy musiały porozmawiać? I to bardzo poważnie", odparłam. Niemalże czułam, że Jessie westchnęła.

     "Tak, wiem", i zniknęła.

     Czyli to był już koniec? Pozbyłam się Amona na zawsze? Nie mogę uwierzyć, że wyszłam z tego bez szwanku, nie licząc złamanego żebra i śladów krwi na szyi.

     Ja wyszłam z tego cało...

     - Sam! - wrzasnęłam.

     ___________________________________

     Czyli już po walce... Muszę przyznać, że niełatwo się pisało ten rozdział, ale to jeszcze nie koniec. Będzie jeszcze kilka rozdziałów oraz epilog i nie opuszczajcie bloga, bo myślę, że jeszcze was zaskoczę.

     Ale ponieważ zbliżamy się już (niestety :c ) do końca przygód Avri, muszę wam powiedzieć o moich planach.
     Tak więc po zakończeniu tej historii blog nie będzie działał do września, chyba że podzielę się z wami jakimś opowiadaniem, które akurat wpadnie mi do głowy :) Po wakacjach dam wam kolejną, myślę, fajną historię w podobnym klimacie, ale postaram się wymyślić coś jeszcze lepszego :)

     Lecz na razie, powiedzcie mi - Podobał wam się ten rozdział? Piszcie, jestem ciekawa.
    
     Kolejny rozdział za tydzień.

     LoveMuch, Magda

    PS: "LoveMuch" skopiowane od mojego muzycznego idola Dawida Podsiadło :3

2 komentarze:

  1. Jak zawsze świetnie! <3
    Czekam z niecierpliwością :*

    Marta, Igrzyskomaniaczka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie :)
    Już nie mogę się doczekać, co się stało z Samem i twoich kolejnych opowiadań! :)
    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń