czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 10

     ROZDZIAŁ 10
     Prawie całe przed południe spędziliśmy w milczeniu, nie licząc powiedzianego przeze mnie 'dziękuję', gdy Sam pomógł mi znieść ciężkie pudło ze strychu. On tylko skinął głową. Czułam, że go zraniłam. Chciałam go pocieszyć, ale dla mnie było to jednoznaczne z przyznaniem się do uczuć, a tego nie miałam zamiaru robić.

     Po obiedzie dokładnie przejrzałam zaklęcia. Kilka z nich zapadło mi już w pamięć.

     Geogre Malenti - zaklęcie pozwalające wejrzeć w myśli i wspomnienia innych.

     Etto - no oczywiście moja latarka. Okazało się, że żeby ją zgasić, trzeba powiedzieć "Finito". Nawet trochę się rymowało.

     Muklinoso - trudno było wyjaśnić jego sposób działania. Osoba na którą rzucę to zaklęcie najpierw unosi się do góry na kilka metrów, później zostaje pchnięta do tyłu, a na koniec upada. W książce to zaklęcie ma miano obronnego, dla mnie jednak jest to określenie "śmierć na miejscu".

     Daverra Scortum - najgorsze zaklęcie jakie można było wymyślić. Uśmiercające.

     Attack - zaklęcie pozwalające wytrącić komuś różdżkę z ręki.

     Było jeszcze kilka zaklęć, ale wiedziałam, że zdążę się ich nauczyć. Gorsze, że nie wiem ile mam czasu.

     Dowiedziałam się, że nie wypowiadając żadnego zaklęcia mogę strzelić kulą światła. U każdego czarodzieja kolor kuli jest inny. Mój jest niebieski. O kolorze kuli dowiedziałam się, gdy strzeliłam z różdżki w stronę starej szafy na strychu. Myślałam, że gdy tylko kula dotknie szafy, to ona od razu się roztrzaska. Jednak kula działała trochę jak bomba, albo mikrofalówka. Wchodziła do wewnątrz i rozsadzała od środka. Kawałek drewna rozdarł mi bluzkę, ale nie przejmowałam się tym zbytnio.

     Przeczytałam też, że najlepsze czarownice i czarownicy potrafią używać magii bez różdżki. Nie rozumiałam jak to możliwe. Gdy nie miałam różdżki w ręku czułam brak mocy, ale kiedy ją brałam, wiedziałam, że mogę wszystko. Była jednak osoba na tyle potężna, by czarować bez różdżki. A właściwie to dwie osoby. Pierwszą, ku mojej radości była Jessie. Drugą natomiast, był mężczyzna który w pierwszej wizji zabił moją prababcię. Teraz widziałam go wyraźnie. Był bardzo dobrze zbudowany, prawy profil pokrywała blizna, oczy uderzały błękitem, włosy sięgały do ramion, w rękach błyszczały czarne kule. Wyczarować kule bez różdżki jest całkiem łatwo, ale jeśli chodzi o inne zaklęcia... Tu zaczyna się problem.

     Wieczorem leżąc na łóżku bawiłam się różdżką. Ciągle mruczałam 'Etto' - 'Finito', 'Etto' - 'Finito' i tak w kółko. Robiłam to dopóty, dopóki nie przyszedł Sam. Był smutny, a ja wściekła na siebie. Usiadłam na łóżku, ciągle patrząc w jego oczy. Po chwili jednak odwróciłam wzrok. Nie byłam w stanie patrzeć na Sama, gdy był smutny. Ostatnio coraz częściej to oglądałam, a najgorsze było to, że to wszystko moja wina.

     - Sam przestańmy się kłócić - szepnęłam patrząc w podłogę. Sam usiadł naprzeciwko mnie. Materac delikatnie zaszumiał, a moje serce nagle przyśpieszyło. Sam chwycił moje ręce, a ja spojrzałam mu w oczy. Teraz dostrzegłam w nich rozbawienie. Nie rozumiem tego chłopaka.

     - Wiesz... Nie chcę się kłócić. Byłem zły, bo nie odpowiedziałaś na pytanie. To tyle - powiedział. To tyle? T o  t y l e? On chyba żartuje! Czy Sam nie rozumie, że odpowiedź na to pytanie, byłaby też odpowiedzią na pytanie "kochasz mnie"?! Ja chyba zaraz wyjdę z siebie i stanę obok!

     - Żartujesz sobie ze mnie? - spytałam, chociaż może to nie było pytanie tylko ewidentne warknięcie mu w twarz. Jednak po twarzy Sama nie było widać cienia zakłopotania czy lęku. Zobaczyłam uśmiech który zdenerwował mnie jeszcze bardziej.

     - Nie mam powodu, żeby żartować - odparł. Uniosłam brew zdumiona.

     - Achh, tak - prychnęłam. Już nie byłam na siebie zła. Teraz byłam zła na niego. Śmiał mi się w twarz, co nie było zbyt uczciwe z jego strony. Chciał ze mnie wydusić uczucia. Ale chwila... Przecież on w ogóle nie protestował gdy go pocałowałam. Próbował mnie wrobić w miłość, a jemu też się podobało. Kto wie czy nie bardziej niż mnie! Że też ja wcześniej o tym nie pomyślałam.

     - Grasz nie fair! - krzyknęłam. Sam uniósł brwi zdziwiony. - Tak! Dokładnie ty! Ciągle mnie przesłuchujesz, a sam nic nie mówisz - prawie plułam mu w twarz. Podobało mi się to. Wreszcie to ja byłam górą.

     - Ale o co ci chodzi? - spytał niby nie wiedząc. Ale ja już wszystko wiedziałam. Widziałam to w jego oczach, które niby niewinne, patrzyły na mnie tym wszystkim czego on nie umiał powiedzieć.

     - Przyznaj się, Sam. Kochasz się we mnie - powiedziałam i zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. Po jakie licho ja to mówiłam? Czekałam tylko aż Sam wyśmieje mi się w twarz. Ale on nic nie zrobił. Patrzył się na mnie uśmiechając się. Bardzo się zdziwiłam. Myślałam, że zacznie na mnie krzyczeć, a tu... A może ja mam rację? Nie wiem czemu, ale ucieszyłam się, choć nie powinnam.

     - Dlaczego nie zaprzeczasz? - zapytałam w końcu. Sam zaśmiał się. Położył się na materacu, chyba najwolniej w swoim życiu i zamknął oczy. Patrzyłam na niego zdziwiona. Usiadłam na brzegu materaca i patrzyłam na roześmianą twarz Sama.

     - Odpowiesz? - mruknęłam z nadzieją. Sam otworzył oczy i spojrzał na mnie.

     - A ty? - Zgasił mnie. Zrozumiałam o co mu chodzi. Odpowiedź za odpowiedź. Bardzo chciałam się dowiedzieć co on do mnie tak na prawdę czuje, ale wtedy sama musiałabym się przyznać. Cóż... Widziałam w książce zaklęcie które cofa w czasie. Jeśli zrobię z siebie idiotkę, mogę się cofnąć i nic nie mówić. Boże... Nie wierzę, że to robię.

     - Zadaj mi to cholerne pytanie - poprosiłam. Zamknęłam oczy, jakby to miało pomóc. Czułam spojrzenie Sama na sobie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Niestety, takiego zaklęcia nie było. Otworzyłam jedno oko. Sam siedział oparty o ścianę. Patrzył się na mnie jakby zobaczył mnie pierwszy raz w życiu. Otworzyłam drugie oko i westchnęłam.

     - Czemu ty tak to przeżywasz? - spytał. Przewróciłam oczami. Dowiedziałby się, gdyby zadał to głupie pytanie.

     Stało się jednak coś dziwniejszego. Sam podszedł do mnie na czworakach, tak, że zetknęliśmy się nosami. Serce mi podskoczyło. Był tak blisko. Ale wiedziałam, że się już nie przysunie. To był test. Bardzo trudny test. Niczego wtedy bardziej nie pragnęłam, niż pocałunku z nim. Przez kilka chwil się powstrzymywałam, ale nie wytrzymałam. Pchnęłam go na materac i mocno przycisnęłam moje usta do jego ust. On chyba też na to czekał, bo jego wargi były bardzo gorące. Nie zaczęło się wolno, jak wtedy. Od razu nasze języki zaczęły się splatać, a usta ruszały się szybciej niż kiedykolwiek podczas rozmów. Bardzo go pragnęłam, ale to czego chciałam nie mogło się wydarzyć w takich okolicznościach. Nie chciałam jednak końca pocałunku. Sam błądził dłońmi przez moje ciało, i robił to odważnie. Gdyby nie jego głupi pomysł, nigdy by się na coś takiego nie odważył. Chciałam mu pokazać, że panuję nad sobą. Odsunęłam się od niego. Chyba nigdy niczego bardziej nie żałowałam niż tego, że się odsunęłam. Zeszłam z Sama i usiadłam na podłodze obok mojego łóżka. Sam oddychał bardzo szybko, zresztą ja też. Po kilku minutach uspokajania oddechu Sam usiadł na materacu po turecku i przyglądał mi się z chytrym uśmieszkiem.

     - Teraz odpowiedz - zażądał. Zaśmiałam się. Po czymś takim jeszcze oczekiwał odpowiedzi. W takim razie dam mu to czego chce. Już się nie bałam. Wiedziałam, że nie będę już dziś musiała używać różdżki. Spojrzałam na niego.

     - Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że musiałam - odpowiedziałam.

     - A zrobiłaś to ponieważ... - Ależ on był uparty.

     - ... ponieważ cię kocham - wyznałam w końcu. Sam uśmiechał się szerzej niż kiedykolwiek.

     - Wiesz... Świetnie się składa, bo ja też cię kocham - powiedział.

     - Coś mnie nie przekonałeś - droczyłam się. Od czasu do czasu, też potrzebowałam jakiejś rozrywki, a widok Sama był najzabawniejszy na świecie. Sam podszedł do mnie i pocałował mnie. Tym razem krótko, ale wiedziałam, że zrobił to, bo bardzo tego pragnął.

     - Kocham cię - szepnął.

     - Teraz lepiej - przyznałam. Sam zaśmiał się. Wyglądał trochę, jakby spadł mu kamień z serca. A może tak było?

     Tej nocy spałam wtulona w pierś Sama. Wiedziałam, że złamałam obietnicę daną sobie i że pożałuję tej miłości, ale za bardzo kochałam Sama, żeby zastanawiać się nad konsekwencjami.

     Wreszcie mogłam to otwarcie przyznać. Byłam po uszy zakochana w chłopaku który nazywał się Sam Clifin!

     Chyba mi odbiło.


     ___________________________________________
     Jak już wspominałam - idziemy w miłość. Mam nadzieję, że wątki wam się podobają, a za dwa rozdziały, rozpocznie się prawdziwa akcja...
     Więcej nie zdradzę!
     Dzięki za wejścia, komentarze i ogólną pomoc! <3 Udostępniajcie, czytajcie, komentujcie! Dzięki za wszystko :>
     Kolejny rozdział ukaże się w sobotę!

3 komentarze:

  1. Myślałaś może o tym, żeby napisać do jakiegoś wysawnictwa? Jeśli nie to to przemyśl. Rozdział jak zawsze świetny czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam i przyjaciele też mi radzili, ale sama nie wiem... po za tym nie wiem z kim mogłabym się skontaktować.

      Usuń
  2. świetne <3 co jeszcze mogłabym dodać? ;)

    OdpowiedzUsuń