Bardzo dziękuję za tyle wyświetleń w tak krótkim czasie. Wielkie dzięki też za komentarze. Rozdział krótki, ale treściwy. Komentujcie i udostępniajcie ^.^ Miłego czytania!
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
ROZDZIAŁ 2
Tata uczył mnie pisać. Było to łatwiejsze niż myślałam. Alfabetu nauczyłam się raz dwa. Gorzej z czytaniem. Czytałam wolno, ale jednak było to przydatne. Dzięki temu w końcu mogłam przeczytać to, co było w książkach od matematyki. Teraz obliczenia z literami miały dla mnie sens. Byłam z siebie zadowolona. Wystarczyły mi podstawy, żeby wykorzystać je w prawdziwej praktyce. Z czasem czytałam coraz płynniej i coraz szybciej. Polubiłam to. Gdy przeczytałam wszystkie książki matematyczne, zabrałam się za czytanie prawdziwych książek. Na początku nie szło mi za dobrze, ale potem przyzwyczaiłam się do drobnego druku, a czasem do czytania w ciemności.
Pewnego ranka jednak, przeżyłam wstrząs.
Wstałam bardzo wcześnie i poszłam do kuchni zrobić śniadanie. W między czasie posprzątałam trochę. Gdy śniadanie było gotowe krzyknęłam, żeby tata przyszedł na śniadanie. Czekałam minutę, pięć, dziesięć, a on ciągle nie przychodził. Zdenerwowałam się, bo śniadanie stygło, a my rzadko jemy coś na ciepło. Poszłam więc po niego. To co zobaczyłam na zawsze zostanie w mojej głowie.
Na łóżku leżał tata, tyle że w kałuży krwi. Widziałam dziurę ziejącą z jego serca, która biła mnie krzykami taty. Jak mogłam nie usłyszeć, że ktoś wszedł do domu? To moja wina, że tata nie żyje.
Usiadłam w kącie pokoju, kuląc się najbardziej jak mogłam. W ogóle nie obchodziło mnie już śniadanie. Nie miałam pojęcia co robić. Po kilku, może kilkunastu minutach siedzenia w kącie, wstałam i pobiegłam do Sama.
Nie powinnam płakać. Znaczy, to oczywiste, że targnęły mną emocje, ale nie powinnam była mazać się jak dziecko. W końcu nie jestem dzieckiem. Mam już osiemnaście lat! Jednak gdy pomyślałam o tacie, sama karciłam się w myślach. Gorsze by było, gdybym nie płakała.
Podbiegłam pod dom Sama i zaczęłam walić w drzwi. Jeżeli nie było go w domu, to nie miałam pojęcia co dalej zrobić. Sam był jedynakiem jak ja. Jego rodzice zginęli gdy miał trzynaście lat. Byłam dla niego czymś w rodzaju siostry.
Na moje szczęście usłyszałam kroki. Po chwili, drzwi otworzył mi zaspany Sam.
- Czy ty wiesz, która jest godzina? - spytał i ziewnął. Normalnie zaśmiałabym się, ale jakoś nie było mi do śmiechu.
- Sam, mój ojciec nie żyje - powiedziałam, a Sam zbladł. Rozejrzał się nerwowo.
- Poczekaj minutę - odparł i zamknął mi drzwi przed nosem. To nie było miłe, ale nie było czasu na rozmyślanie o manierach. Czekałam z rękoma skrzyżowanymi na piersi, patrząc na drzwi. Jak obiecał Sam, nie było go minutę. Przebrał się i uczesał. Co on jest czarodziejem? Wziął mnie za rękę i szybko pobiegł w stronę mojego domu. Gdy wbiegł do niego niczym rozwścieczony nosorożec, zaczął szukać mojego taty.
- Tam - szepnęłam, wskazując sypialnię ojca. Sam szybko tam pobiegł. Nie poszłam za nim. Nie chciałam znów tego oglądać. Sam wyszedł po chwili ze zdziwioną miną. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Avri, tam nikogo niema - rzekł. Otworzyłam usta ze zdumienia. Potrząsnęłam głową.
- Jest, tam jest mój tata. Leży z dziurą w sercu. Nie da się go nie zauważyć - wściekłam się i poszłam w stronę sypialni. Gdy stanęłam w drzwiach zdębiałam. Sam miał rację. Nikogo tam nie było. Ale jak to było możliwe? Jeszcze dziesięć minut temu tu był. Może to były jakieś czary króla Amona? Nie raz słyszałam o tym, że umie czarować i dlatego pozostaje wiecznie młody. Załamałam się. Usiadłam na podłodze w wejściu i schowałam twarz w dłonie. Rozpłakałam się jak dziecko. Znowu. Tylko, że tym razem nie wstydziłam się tego. Nie miałam już żadnej rodziny. Jedyne co mi pozostało to śmieci ze strychu. Cała moja rodzina mnie opuściła. Lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie jest prawda. Był jeszcze Sam. Zawsze był przy mnie gdy go potrzebowałam. Relacje między nami były tak skomplikowane, jak sposób w jaki się poznaliśmy. Ale on był mi bratem. I to prawdziwym. Podeszłam do Sama i przytuliłam się do niego po raz pierwszy. On nie protestował. Wręcz przeciwnie, mocno mnie do siebie przytulił.
Czułam się wtedy jak małe dziecko. Nie myślałam o tym, że to głupie z mojej strony. Byłam zajęta myśleniem o ojcu. Był mi przyjacielem. Tak mocno go kochałam. Chciałam go chociaż pochować jak należy, tylko że nie mogłam. Zniknął.
Cały dzień przeleżałam w ramionach Sama płacząc, dziękując Samowi za to, że jest i znów płacząc. Gdy nastał wieczór zasnęłam wciąż wtulona w pierś Sama, który nie odstąpił mnie ani na krok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz