niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 12

     ROZDZIAŁ 12

     Kilka dni później, ja i Sam, poszliśmy na rynek. Chciałam wziąć świeży chleb i przy okazji coś do niego, a byłoby też cudownie, gdyby znalazło się trochę mięsa. Sam wziął dużo wody. No tak... Ja bym o niej zapomniała. Opowiedziałam Samowi o tym, że ukazała mi się prababcia. Nie był zaskoczony. Chciało mi się śmiać. Odkąd dowiedział się, że jestem czarownicą, chyba nic go już nie ruszy. Chociaż może za wcześnie o tym pomyślałam.

     Pozostała jeszcze jedna kwestia. Mianowicie, Sam był moją tarczą i wsparciem. Nie wiedziałam tylko jak mu to powiedzieć.

     - Sam? Jest jeszcze jedna rzecz - odparłam, gdy Sam już wstawał z łóżka, jednak gdy się odezwałam zamarł w ruchu.

     - To coś złego? - Czułam lekki strach w jego głosie. Uśmiechnęłam się.

     - Zależy... A więc, Jessie powiedziała mi, że jesteś dla mnie czymś w rodzaju tarczy. Jesteś odporny na większość zaklęć. Tylko na jedno, nie - oznajmiłam. Sam spojrzał na mnie zdziwiony.

     - Na które?

     - Daca Brava - wyjaśniłam. Sam zmarszczył brwi. - Zaklęcie wywołujące koszmarne wizje. Ale chcę, żebyś pamiętał, że jeżeli, ktoś zaatakuje cię tym zaklęciem, to ty możesz je przezwyciężyć. Wystarczy, że będziesz pamiętał, że to nie jest na prawdę. - Pocieszałam go.

     - Dobrze, rozumiem, dziwię się tylko jakie wizje mogą się pojawić. Przecież ja się niczego nie boję. - Jakiż on skromny.

     - Wiem, Sam, ale może lepiej będzie jeśli nie będziesz aż tak lekceważył zaklęć. - Mój głos drżał. Bardzo bałam się o Sama, nawet jeśli on uważał, że niczego się nie boi. Sam przejechał dłonią po moich włosach. Ostatnio często to robił.

     - Nie martw się o mnie. To ja muszę cię chronić. - Miał trochę racji. Ale i tak zostanę przy swoim.

     Nie miałam wtedy ochoty na nic. Rano - rynek. Po południu - tłumaczenie się. Wieczorem chcę odpocząć.

     Uświadomiłam sobie, że nie spytałam Jessie o bardzo ważną rzecz. Gdzie jest mój tata? Co się z nim stało? Jak to możliwe, że ciało zniknęło tak szybko? Muszę ją o to spytać przy następnej okazji.

     Gdy położyłam się na łóżku zrozumiałam co się dzieje. Za kilka dni wyruszę w głąb kraju, żeby dotrzeć do pałacu najpotężniejszego czarodzieja i zabić go nim on zabije wszystkich innych. Morderczyni. Tym się stanę. Ale w sumie robię to, bo moja prababcia schrzaniła sprawę. Ona nabrudziła, a ja muszę po niej sprzątać. Irytujące.

     Pozostawała też kwestia tego, czy mam wystarczająco dużo mocy, żeby pokonać Amona? Hmm... W sumie gdybym nie miała, to Jessie nie kazałaby mi wykonać, tak niebezpiecznego zadania, prawda?

     Nie chciało mi się o tym myśleć, ale to było przerażające.

     Wtedy do pokoju wszedł Sam i położył się obok mnie. Jego ręka znalazła miejsce na mojej talii. Uśmiechnęłam się i chwyciłam tę rękę. Patrzyłam jak nasze palce się splatają. To było... Wciągające. Ja patrzyłam na nasze ręce, a on, na mnie. Odwróciłam się w jego stronę. Wolną ręką musnęłam jego policzek. Uśmiechnął się.

     Odkąd wyznaliśmy sobie, że się kochamy, nie okazywaliśmy sobie tego. Relacje między nami przez te lata, były na tyle skomplikowane, że musieliśmy się przyzwyczaić, do takiej sytuacji.

     Sam zbliżył swoje usta do mojej twarzy. Zaczął mnie całować, bardzo delikatnie i powoli. Muskał moje usta, a ja czułam się najszczęśliwsza w świecie. Zrozumiałam, jak bardzo go kocham. Jak bardzo go pragnę i potrzebuję.

     Sam dotknął mojego ramienia, a ja oderwałam się od niego jak poparzona. Syknęłam z bólu. Mimo, że znamię nie bolało mnie tak bardzo jak podczas wizji, to przy dotknięciu, ciągle przeszkadzało. Podciągnęłam rękaw. Moje znamię było czarne, gdy go dotknęłam, najdelikatniej jak mogłam, zmarszczyłam nos. Trochę zabolało. Spojrzałam na Sama. Miał smutną minę.

     - Przepraszam... Nie chciałem... Wybacz, proszę. - Wyglądał trochę jak przestraszony szczeniak. Jak mogłabym się na niego gniewać? Chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go. Teraz to ja wykonałam pierwszy krok. Tym razem nic nam nie przeszkodziło w pocałunku. Sam wodził rękoma po moim ciele, a ja dyszałam mu w twarz. Całował mnie po szyi i muskał moje uszy. Było cudownie. Miałam ochotę zedrzeć z niego ubranie, ale gdy chciałam ściągnąć jego koszulkę, Sam powstrzymał mnie.

     - Nie dziś - szepnął. Przytaknęłam.

     Miał rację. Zły czas, złe miejsce. Po kilku sekundach patrzenia mi w oczy, uśmiechnął się i znów wpił się w moje usta. Może to głupie, ale choć wiedziałam, co mnie niedługo czeka, czułam się szczęśliwa.

     ____________________________
    
     WIELKIMI KROKAMI ZBLIŻAMY SIĘ DO 1000 WYŚWIETLEŃ *-*
     Już teraz z całego serducha wam dziękuję i mam nadzieję, że kolejny tysiąc przyjdzie równie szybko <3
     Najlepsi jesteście!!!



1 komentarz:

  1. cudny :) no i zapraszam do mnie :) http://piatek-trzynasty.blogspot.com/ http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń