ROZDZIAŁ 13
Kiedy wstałam rano, obok mojego łóżka leżał, pokaźnej wielkości, plecak. Zmarszczyłam brwi. O co mogło chodzić? Wstałam z łóżka i lekko zakręciło mi się w głowie. Nie wiem czy to przez to co wczoraj działo się z Samem, czy tylko dlatego, że się nie wyspałam. Poszłam do kuchni i zastałam tam Sama, który pakował jedzenie do torebek.
- Co ty wyprawiasz? - spytałam, a Sam podskoczył. Widocznie nie usłyszał moich kroków.
- Avri... Wiesz, pomyślałem, że skoro mamy wyruszyć w głąb kraju i pozostać niezauważeni, musimy wziąć dużo prowiantu - wyjaśnił.
- Mamy iść już d z i s i a j? - zdziwiłam się. Sam też wyglądał na zdziwionego.
- A na co mamy czekać? Najlepiej by było, gdybyśmy wyruszyli już wczoraj, ale nie chciałem, żebyś wędrowała nocą. - Też mi wytłumaczenie. Sam zawsze wiedział najlepiej. Czasem to denerwowało, ale tylko czasem.
- Nie musisz się o mnie martwić. Jestem już duża. Po za tym, mam różdżkę. - Przekonywałam. Sam jednak pozostawał niewzruszony. Podeszłam do niego i patrzyłam jak pakuje ser.
- Zawsze będę się o ciebie martwić - szepnął. Uśmiechnęłam się. No tak, cały Sam. W najmniej spodziewanym momencie stawia na bycie romantycznym. Wiedziałam jednak, że to co powiedział w stu procentach było prawdą.
- Wiem, ale na prawdę nie musisz. Dam sobie ze wszystkim radę - mówiłam z uśmiechem. Sam zwrócił się w moją stronę. Przejechał dłonią po moich włosach, a potem spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.
- Czym sobie na ciebie zasłużyłem? - powiedział. Skąd on brał takie romantyczne teksty? Chociaż może znikąd ich nie brał. Może po prostu to czuł. Sam w żadnym stopniu nie był fałszywy. Zawsze w pełni był sobą. Głównie dlatego, tak bardzo go polubiłam. Pokochałam.
- Mogłabym powiedzieć to samo - mruknęłam mu do ucha. Uśmiechnął się.
- Spakujesz się sama czy mam ci pomóc? - Zepsuł cały nastrój. Zrobiłam złą minę. Sam jakby jej nie zauważył, czekał na odpowiedź. Westchnęłam.
- Dam sobie radę - odparłam.
- Bardzo się z tego cieszę. - Śmiał mi się w twarz. Uhh... Ale on potrafił być wkurzający.
- Mhm. - Nie chciało mi się nic mówić. Wtedy Sam wziął moją twarz w dłonie, więc przymusem musiałam mu spojrzeć w oczy. Zabawnie to musiało wyglądać.
- Kocham cię - szepnął. Gdy to powiedział, cała moja złość ulotniła się w mgnieniu oka. Rozluźniłam spięte mięśnie i uśmiechnęłam się do Sama.
- Ja też cię kocham - wyznałam i delikatnie musnęłam jego wargi. On uradowany szybko odpowiedział na pocałunek. Potem poszłam do pokoju z zapakowanym jedzeniem i zaczęłam wkładać je do plecaka. Była w nim już woda i najcieplejsze ubrania ze strychu. Wyjrzałam przez okno, padał śnieg. Skrzywiłam się. Nie lubię zimy. Jest ciemno i zimno.
Kiedy spakowałam jedzenie dotarło do mnie kilka faktów.
Pierwszy: Musiałam znaleźć i zabić Króla Amona, jednego z najpotężniejszych czarodziei na świecie.
Drugi: Nim wyruszymy, muszę się pożegnać z Alice, której prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę.
Trzeci: Mimo, iż wiem, że poniosę tego konsekwencje jestem bezpamiętnie zakochana w Samie, choć dobrze wiem, że nie powinnam.
Czwarty: Jeżeli cokolwiek stanie się Samowi z mojej winy, nie wybaczę sobie tego, bo dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że nie mogę bez niego żyć.
Piąty: Wiem, że Amon ma coś wspólnego ze śmiercią mojego ojca. Jeżeli to prawda, bez wahania rzucę odpowiednie zaklęcie, by pomścić tatę.
I ostatni: Nie wiem czy mam dość mocy, żeby pokonać Amona. Sama moja determinacja, nie wystarczy.
Sam stał w drzwiach uważnie mi się przyglądając. Miał na ramieniu plecak, a przez drugie zwisała jego kurtka. Spojrzałam na niego i blado się uśmiechnęłam. Sam podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie będzie. - odparł. Ale, żeby tu chodziło o mnie...
- Nie boję się o siebie. Zrobię tyle na ile mnie stać - wyznałam. Sam zmarszczył brwi.
- To o co chodzi? - zdziwił się. Przytuliłam się do niego najmocniej jak umiałam. Nie chciałam go udusić. Chciałam mieć go blisko siebie.
- Boję się o ciebie - szepnęłam. Co za ironia. Przed chwilą on mi mówił, że się o mnie martwi, a teraz mówię to ja. Zgrany z nas duet.
- Nie martw się. Jestem już dorosły i silny. Po za tym mam o co walczyć. - Nie wiedziałam o co dokładnie chodzi więc spojrzałam na niego pytająco.
- Masz? - Powiedziałam jakbym połknęła gwizdek. Sam pocałował moje czoło.
- Zdecydowanie. Chcę walczyć o ciebie. Teraz jesteś moją jedyną rodziną. Nie pozwolę nikomu zrobić ci krzywdy. - Mogłabym powiedzieć dokładnie to samo. Myślę o tym po raz setny, ale to prawda. Został mi tylko Sam. Moi rodzice są w sercu, ale nie mogę się do nich przytulic, czy powiedzieć, że ich kocham. Natomiast Sam był tu przy mnie i kochał mnie całym sercem, tak jak ja jego.
- Dziękuję - szepnęłam. - Sam?
- Hmm? - mruknął.
- Czy możemy się pożegnać z Alice? - spytałam. Sam zmarszczył brwi.
- Myślę... że tak. Tylko nie bądźmy tam zbyt długo, dobrze?
- Jasne. - Cieszyłam się, że zobaczę się z Alice. Ile już jej nie widziałam? Dwa, trzy miesiące? Nie ważne, zaraz się z nią zobaczę. Ale... Nie mogę jej przecież o wszystkim powiedzieć, a pewnie spyta dokąd idziemy. A gdybym powiedziała, że idę z wizytą do mojego wuja który mieszka w bogatej dzielnicy? Nie, to głupie. Najlepiej będzie jeśli niczego jej nie powiem. Szliśmy przez ulicę i rozglądaliśmy się, oglądając ponure widoki.
Alice mieszkała po drugiej stronie dzielnicy, obok spalonej części 'Zapominajek'. Gdy wybuchł pożar, miałam osiem lat, ale nie zagrażał nam. Mimo tych zapewnień, bałam się, że ogień dotrze do mojego domu i pochłonie wszystko wraz ze mną. Ugaszanie pożaru trwało kilka dni. Gdy zgaszono ogień zaczęto liczyć straty. Zginęło wiele osób, a kilkanaście zostało bez dachu nad głową. Był to dla nich ciężki rok.
Kiedy dotarliśmy do domu Alice, Sam zapukał do drzwi. Otworzyła je Alice we własnej osobie. Na nasz widok uśmiechnęła się od ucha do ucha. Potem spojrzała na mnie.
- Avri Dream. Już myślałam, że cię tu więcej nie zobaczę - powiedziała. Podeszłam do niej i przytuliłam ją.
- Stęskniłam się - odparłam. Alice zaśmiała się.
- Ja też. - Odsunęłam się od niej. Alice spojrzała na Sama.
- Sam, chłopie! Aleś ty wielki! - krzyknęła. Wszyscy zaśmialiśmy się głośno.
- Trochę mi się urosło - rzekł Sam i podszedł przytulic Alice. Ta była zachwycona. Nie było żadną tajemnicą to, że Sam podoba się Alice. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, ale szybko zniknęło. Przecież Sam kocha mnie.
- Miło was widzieć. - Przerwała moje rozmyślanie Alice.
- Wiesz, przyszliśmy się tylko przywitać i pożegnać. Nie mamy zbyt wiele czasu na pogaduszki. - Nim ja coś powiedziałam, Sam już skończył zdanie. Alice spojrzała na mnie pytająco.
- Coś się dzieje? - spytała.
- Nie, po prostu... - zaczęłam. Sam widział, że nie dam rady kłamać.
- ... jej tata wysłał nas na rynek, a Avri zaproponowała, żebyśmy cię odwiedzili, więc... Jesteśmy. - Sam powiedział to tak pewnie, że nie dało się wyczuć cienia zawahania. Alice rozluźniła się.
- Rozumiem. W takim razie idźcie już. Do zobaczenia - pożegnała się Alice. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
- Żegnaj - odparłam, trochę łamliwym głosem. Brzmiało to jakbym miała już nigdy nie wrócić. Bo tak myślałam.
- Do zobaczenia - powiedział Sam. Gdy Alice zamknęła drzwi, a my byliśmy dość daleko od jej domu, rozpłakałam się. Przystanęłam i schowałam twarz w dłonie. Czułam, że Sam nie wie o co chodzi.
- Co się stało? - spytał. Miałam ochotę go przytulic. Chciałam wrócić do domu, położyć się w łóżku z Samem i całować go, dopóki nie odpadną mi usta. Ale nie mogłam. Nie mogłam, bo musiałam posprzątać po mojej cholernej prababci.
- Wiesz... Tamto pożegnanie brzmiało trochę jakbyś miała nigdy już jej nie zobaczyć - przyznał Sam. Uśmiechnęłam się smutno. Wytarłam łzy i spojrzałam Samowi w oczy.
- A wierzysz, że uda mi się przeżyć? - zapytałam. Sam chwycił moją twarz w dłonie.
- Uda ci się. Nam się uda. Zobaczysz. - Próbował mnie przekonać. Czułam się trochę lepiej, ale ciągle nie dość dobrze. Moje łzy jednak w niczym tu nie pomogą.
Trudno! Jeśli mam zginąć, to zginę jako czarownica, nie jako tchórz. Oto ja! Avri Dream, czarownica, która ma pokonać Amona. I mimo, że nie wierzę, iż mi się uda, jestem naładowana pozytywną energią. No i jest przy mnie Sam.
- Chodźmy - odparłam.
- Na pewno? - Sam chciał się upewnić. Wyciągnęłam różdżkę i chwyciłam Sama za rękę.
- Risso Gone! - krzyknęłam, a potem zniknęliśmy. ______________________________________________
Mówiłam, że akcja się rozkręci! Od teraz przechodzimy do rzeczy! Dalej będzie już tylko lepiej! Proszę o komentarze i udostępnianie bloga, czytajcie dalej i czekajcie na następne rozdziały :D
Wasza EverMark <3
(ROZDZIAŁ DEDYKOWANY NELII PIETRASZEK - wybacz, że odrywam cię od matmy :D)
Super <33 kc twoj blog ^^
OdpowiedzUsuńhahahaha, dzięki, ogólnie lubie odrywać sie od matmy, a jak mam czytać Twojego bloga to już w ogóle <3 <3 /Nela
OdpowiedzUsuńciekawe co będzie dalej... :)
OdpowiedzUsuń