sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 17

     ROZDZIAŁ 17

     Powinnam myśleć jak podejść Amona i zniszczyć go bez krwawej walki. Powinnam zastanawiać się nad moją przyszłością i przeszłością. A zamiast tego po głowie chodziło mi to jedno słowo. Dziecko. Sam napędził mi strachu. Co jeśli miał rację? Może faktycznie to nie powinno się stać... Potrząsnęłam głową. Nie powinnam tak o tym myśleć. Uhh... Okazało się, że problemy życia codziennego, przejmowały mnie bardziej niż bycie czarownicą... Zabawne.

     Tego popołudnia znaleźliśmy się jakieś trzydzieści kilometrów od pomnika króla Amona. Źle oceniłam odległość. Myślałam, że dotrzemy tam nazajutrz, ale to nie wchodziło w grę. Będziemy tam za dwa, może trzy dni.

     Nie pomyślałam jednak, że coś może nam przeszkodzić. To "coś", nosiło nazwę zamieci śnieżnej. Już wieczorem było dość nieciekawie, ale miałam jednak nadzieję, że do rana wszystko się uspokoi. Myliłam się. Rano było jeszcze gorzej. Kiedy wystawiłam głowę poza namiot już w sekundę moją twarz pokrył śnieg, a ja trzęsłam się z zimna. Sam zaśmiał się gdy to zobaczył. Mi nie było do śmiechu. Wskoczyłam czym prędzej do łóżka w ramiona Sama. Jego ciepło mi się udzieliło. Zasnęłam w jego ramionach mimo szalejącego śniegu.

     Obudziłam się popołudniu. Nie miałam pojęcia która może być godzina. Może szesnasta? Piętnasta? Nie ważne... Ciągle byłam śpiąca. Czasem tak mam, gdy śpię za długo. Przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam. Mrugnęłam kilka razy, gdy zdałam sobie sprawę, że Sama nie ma w namiocie. Najpierw pomyślałam, że to niemożliwe i zaśmiałam się, myśląc, że Sam robi sobie żarty. Jednak chwilę później zaczęłam się martwic. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Zastąpiło go zmartwienie. Szybko wstałam z łóżka i rozejrzałam się po namiocie. Faktycznie, nigdzie go nie było. Mój puls zwariował, a oddech przyspieszył. Gdzie on się podziewał? A jeśli... Nie to niemożliwe... Jeśli coś mu się stało...?

     NIE! Sam jest najodważniejszym człowiekiem na świecie. Nie da się tak łatwo.

     Wtedy właśnie do namiotu wszedł nie kto inny tylko... Sam.

     Moje odczucia w tamtej chwili były skrajnie różne. Miałam ochotę podejść do niego i go pocałować, ale chciałam też mocno uderzyć go w twarz. Wiem, że mówię to codziennie, ale ja przez niego zwariuję.

      Sam uśmiechnął się do mnie. Gdy to zrobił czułam ogarniającą mnie irytację i złość.

     - Gdzie ty byłeś do cholery! - ryknęłam mu w twarz. Sam wyglądał na zaskoczonego moją reakcją. Oczywiście... Zawsze to ja byłam ta zła...

     - Emm... Wyszedłem na dwór. - Próbował mnie tak naiwnie nabrać. Przecież na zewnątrz szalała burza śnieżna. Po chwili jednak z mojej twarzy zniknęła pewność siebie. Przecież nawet nie wyszłam z namiotu! Nie zauważyłam nawet, że jest tak cicho. Boże, ale ze mnie idiotka...

     - Aha... - mruknęłam, choć sama nie lubiłam, gdy ktoś tak do mnie mówił. Sam zaśmiał się i przeszedł do "kuchni". Cała wściekłość ze mnie uleciała, zastąpiła ją radość z tego, że Samowi nic się nie stało. Podeszłam do niego i (nie kontrolując do końca tego co robię) mocno przytuliłam Sama, który klęczał przy żarzącym się popiele. On, nie spodziewając się niczego, szeroko otworzył oczy i prawie się przewrócił. Oboje zaśmialiśmy się głośno. Sam pocałował moją prawą rękę. Ten gest wobec kobiety już dawno został zapomniany, a był on znakiem szacunku. Wzruszyło mnie to. Sam, nie dość, że odważny, zdeterminowany i przystojny, to jeszcze... Romantyczny.

     - Kocham cię - szepnął Sam. Szeroko się uśmiechnęłam. Zawsze wiedział, co i kiedy powiedzieć.

     - Ja ciebie też - odparłam.

     I wtedy znów się zaczęło. Nieprzyjemny ból który kumulował się w znamieniu. Może powinnam się już przyzwyczaić? Pff... Do żadnego bólu nie można się przyzwyczaić.

     Tym razem jednak nie miałam żadnej wizji. Ten przeszywający ból był jakby ostrzeżeniem. Przez mój umysł przemknęło zdanie, które z pewnością, wypowiedziała Jessie. "Śpiesz się", szumiało mi w głowie. Cholerna prababcia, myślałam. Nienawidziłam jej z całego serca...

     Gdzie niby miałam się śpieszyć? I tak mamy jeszcze do przebycia jakieś sto kilometrów. Może nawet więcej. Nie miałam pojęcia ile dokładnie.

     - Co się stało? - Sam wyrwał mnie z zamyślenia. Przez chwilę nic nie odpowiedziałam, ale potem potrząsnęłam głową i spojrzałam na Sama. Patrzył na mnie zatroskany. Miałam jednak wrażenie, że przyzwyczaił się już do tego, że czasem odpływam.

     - Wszystko w porządku - odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam czy to rzeczywiście była prawda. Raczej zgrabne kłamstewko.

     Razem zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy przed siebie. Taka sytuacja zaczęła stawać się monotonna, przynajmniej dla mnie. Śniadanie, składanie namiotu, zaklęcie, marsz, sen. Śniadanie, składanie namiotu, zaklęcie, marsz, sen. I tak w kółko. Czasem pomiędzy tymi rzeczami, wkradał się pocałunek.

     Byłam ciekawa czy Sam czuje to samo? Czy też ma wrażenie, że to co było wcześniej, było odległe. Dziwne... Pewnie jeszcze dwa tygodnie temu nie wierzyłam w czary... Teraz gdy tak o tym myślę... Mam wrażenie, że tamto życie wśród "Zapominajek", było rajem, w porównaniu do tej chorej sytuacji.

     - Sam...? Czy... Nie masz takiego wrażenia, że...

     - ... że nie tak wcale dawna przeszłość, wydaje się tak odległa? Tak, też o tym myślałem. - Zaskoczył mnie. Pozytywnie. Czasem chciałabym czytać w jego myślach. Ale nawet gdybym pragnęła tego najmocniej w świecie, nie udałoby mi się to.

     Cóż... To tylko moje wymysły.

    Tego dnia przeszliśmy zaledwie kilka kilometrów. Opóźniła nas burza śnieżna, ale mimo wszystko i tak pokonaliśmy już imponującą odległość.

     Gdy leżałam w łóżku, wpatrując się we wnętrze namiotu, w mojej głowie pojawiło się pytanie. Tak absurdalne, że musiało paść.

     - Sam...? - spytałam, ze znanym zakręceniem na końcu. Sam spojrzał na mnie. - Dla... Dlaczego ze mną poszedłeś? To znaczy... Czemu wybrałeś się ze mną na tak niebezpieczną... Przygodę? Ha! - zaśmiałam się teatralnie. - Chyba źle dobrałam słowa. To nie przygoda, tylko koszmar na jawie - zakończyłam lekko przygaszona. Sam przysunął się do mnie i przytulił mnie do piersi.

     - Sama sobie odpowiedziałaś. - Nie zrozumiałam o co mu chodzi więc spojrzałam na niego pytająco. Ten pocałował mnie delikatnie w czubek głowy, a ja zamknęłam oczy delektując się tym gestem. - Nie puściłbym cię samej. Nawet gdybym cię nie kochał, to poszedłbym z tobą. Wyobraź więc sobie, co muszę czuć, kochając cię tak mocno. - Gdy to powiedział, miałam w oczach szczere łzy wzruszenia. Za każdym razem, kiedy mówił, że mnie kocha, wciąż nie mogłam w to uwierzyć.

     Nie odezwałam się więcej. Sam również milczał. Nie musieliśmy się wtedy całować, czy robić cokolwiek innego, by udowadniać sobie miłość. Milczenie było wtedy dużo bardziej podniecające, niż jakikolwiek pocałunek.

     Usnęliśmy przytuleni do siebie.

     Nie wiedziałam tylko, że król Amon odwiedził nas podczas snu. Nie widziałam jego szyderczego uśmiechu. Nie widziałam też, jak wychodził.

     Ale czułam chłód na karku.

     _____________________________

     I jest! Z lekkim opóźnieniem w prawdzie, ale jest :D Krótki, ale jak tak patrzę, to stwierdzam, że im dalej tym rozdziały są dłuższe ;)

     Pozostaje mi tylko prosić o komentarze i udostępnianie bloga :D

     I dziękuję wam z całego serducha za tyle wyświetleń! Już prawie 2000 *0* Najlepsi <3

     Może z okazji 2000 wejść wstawię jakiegoś śmiechowego posta o sobie? Co wy na to? Chcecie mnie trochę poznac? :)

5 komentarzy:

  1. Super rozdział

    Z tego co już wiem jesteś podobna do mnie : Uwielbiasz Finnicka i Peetę ,niecierpisz Gale'a. Jednak poznałabym cie lepiej .Czekam na kolejną wiadomość na twojej stronie o rozdziale 18 :) <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Część!!!Dopiero znalazłam twój blog i muszę powiedzieć że jest................super nawet bardzo.Widzę też że tak jak ja nienawidzisz Gale a uwielbiasz Finnicka i Peetę.Z chęcią będę czytała tego bloga i czekała na następne zapraszam na mojego nowego bloga o Darach Anioła http://jace-i-clary.bloog.pl/index.html?kat=0

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny, jak zawsze ;)
    Zapraszam do mnie:
    http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/
    http://piatek-trzynasty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dziś przeczytałam całego twojego bloga :3
    Muszę Ci powiedzieć, że jest niesamowity <3
    Jak czytam inne historie, to są błędy ortograficzne, brak akapitów i takie znaki jak "?????????????????". To strasznie utrudnia czytanie. W twojej historii wszystko jest pięknie stylistycznie i cały wątek jest niesamowity :*
    Czekam z niecierpliwieniem na kolejny rozdział :D
    Marta

    PS. Jestem w grupie na FB o Igrzyskach śmierci, gdzie poleciłaś tego bloga. Mogłabyś napisać posta na tej grupie jak dodasz kolejny rozdział? Wtedy nie ominę niczego :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod ogromnym wrażeniem.Dzisiaj przeczytałam całego Twojego bloga.
    Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów.:D

    OdpowiedzUsuń