sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 16

     ROZDZIAŁ 16

     Obudziła mnie fala zimna, przeszywająca moje ciało. Leżałam naga w poskręcanej pościeli. Gdy chłód, znów wtargnął do mego ciała, zatrząsałam się i przykryłam kołdrą, do samego nosa. Zdziwiłam się, że Sama nie było obok. Kiedy przypomniały mi się wydarzenia z ostatniej nocy, zawirowało mi w głowie. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Przez moje ciało, przeszedł, znany mi już, strumień ciepła.

     Usłyszałam trzask. Gwałtownie odwróciłam wzrok w stronę źródła dźwięku. W najdalszej części namiotu, zobaczyłam Sama, który pochylał się nad ogniem. Jak widać dopiero go rozpalał. Owinęłam się kołdrą i podeszłam do niego. On nie spojrzał na mnie. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam na jego twarzy smutek. Ten chłopak zawsze pozostanie dla mnie zagadką.

     - Co się stało? - spytałam z troską w głosie. Sam drgnął słysząc mój głos, ale ciągle na mnie nie patrzył. Grzebał w ogniu. To było wkurzające. Po chwili sterczenia przed nim jak kołek, Sam podniósł się. Uczyniłam to samo. On spuścił wzrok, a ja zastanawiałam się, co zrobiłam nie tak? Pogładziłam jego policzek. Nawet nie zareagował. Odsunął się ode mnie i usiadł na brzegu łóżka. Nic nie rozumiałam. Sam chwycił moje ręce w swoje i gestem wskazał mi, żebym usiadła. Zrobiłam to, nie odrywając od niego wzroku.

     - To nie powinno się stać - szepnął Sam. Nie rozumiałam, o co chodzi? Patrzyłam na niego zdziwiona, lecz on najwidoczniej, nie miał zamiaru powiedzieć mi nic więcej. Wtedy mnie olśniło. Chodziło mu o wczoraj. O ostatni wieczór. Ale... Co ma na myśli mówiąc, że to nie powinno się stać? Miał wyrzuty sumienia? To chyba jakiś żart. Chory żart.

     - Czemu tak mówisz? - zapytałam, już lekko poirytowana. Sam w końcu spojrzał mi w oczy. Tak jak się spodziewałam, ujrzałam w nich smutek i wyrzuty sumienia.

     - Pomyślałaś w ogóle o konsekwencjach? Co jeśli zajdziesz w ciąże? Nie mógł bym sobie tego wybaczyć... - Achh... więc o to mu chodziło. Miałam ochotę wylać na niego kubeł zimnej wody! Ciąża? To chyba żart. Za dużo tych żartów, jak na tak wczesną porę.

     - Wiesz... Ciąża, to ostatnia rzecz o której mogłabym pomyśleć i możesz mi wierzyć, że nie będzie żadnego dziecka. - Próbowałam go przekonać. On jakby puścił moje słowa mimo uszu.

     - Avri... Nie chcę wydać dziecka na taki świat... I to w takiej chwili... - szeptał. Przewróciłam oczami. Miałam dość gadania o... Uhh... Nawet nie przechodziło mi to przez myśl.

     - Żadnego. Dziecka. Nie. Będzie. - powiedziałam, dokładnie akcentując każde słowo. Sam prawie niezauważalnie się uśmiechnął. A potem mnie przytulił. Dziwny gest po takiej rozmowie, ale mimo wszystko, bardzo przyjemny. Jednak po chwili odsunął się ode mnie i chrząknął, jakby zmieszany.

     - Wiesz... Yyy... Może... Emm... Ubierz się. - Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Powiedział to i się zarumienił. Wyglądało to naprawdę przeuroczo. Wstałam z łóżka, pozbierałam swoje rzeczy z podłogi i ubrałam się, stojąc tyłem do Sama. Bardziej wyczułam niż zobaczyłam to, że mi się przygląda. Uśmiechnęłam się.

     - Nie patrz tak, bo ktoś może wydłubać ci oczy - odparłam. Podziałało. Kątem oka zobaczyłam, że Sam odwraca wzrok. To było... Zabawne. Dziwne... Mimo, że jestem tu gdzie jestem, ciągle pamiętam, jak się uśmiechać.

     Na śniadanie znów zjedliśmy mięso. Może to głupie, że ciągle je jemy, ale ono za kilka dni się zepsuje, a w tych czasach, każdy kawałek mięsa, był wart tyle co złoto. Już mało go zostało... Myślę, że starczy nam na dwa dni. Mieliśmy jeszcze dużo chleba, wodę, kilka jabłek, sucharki, sucharki i jeszcze raz sucharki. Nie były specjalnie smaczne, ale po kontakcie z wodą, dobrze wypełniały żołądek na długie godziny.

     Po śniadaniu Sam złożył namiot, a ja patrzyłam przed siebie. Dziś nie padał śnieg, lecz niebo było pokryte chmurami. Śnieg oślepiał mnie blaskiem, aż musiałam przymrużyć oczy. Sam dotknął mojego ramienia z bladym uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że nasza dzisiejsza rozmowa nie dawała mu spokoju.

     - Gotowa? - spytał. Przytaknęłam i chwyciłam go za rękę.

     - Risso Gone. - Odparłam.

     Szliśmy przed siebie w milczeniu, patrząc na pomnik króla Amona, który był już niedaleko. Jutro powinniśmy tam dotrzeć. Im bardziej zbliżaliśmy się do pałacu, tym większych dostawałam dreszczy gdy o tym myślałam. Wiedziałam jednak, że na prawdę nie mogę się teraz poddać. Nie chodziło o Jessie. Ją miałam głęboko gdzieś. Chciałam to zrobić, bo Sam we mnie wierzył. Chciałam mieć to już za sobą. Pragnęłam wrócić jak najszybciej do domu i leżeć w objęciach Sama do ostatniej chwili mojego życia. Myśląc o tym uśmiechnęłam się. Sam to zauważył, bo spojrzał na mnie.

     - Co cię śmieszy? - zapytał. Właściwie sama nie wiedziałam. Może po prostu wyobrażałam sobie coś, co było nierealne? A może i było realne, tylko długo będę musiała na to czekać?

     - Sama nie wiem - odpowiedziałam. Sam uśmiechnął się. To był jego pierwszy szczery uśmiech dzisiejszego dnia. Westchnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale Sam mnie uprzedził.

     - Przepraszam... - szepnął trochę niepewnie. Zmarszczyłam brwi.

     - Za co mnie przepraszasz? - Zdziwiłam się. Na prawdę nie wiedziałam.

     - Za to co się zdarzyło dzisiaj rano i... Wczoraj. - Miałam ochotę uderzyć go w głowę ciężkim przedmiotem. Chciałam rzucić na niego zaklęcie, by sprawdzić czy na prawdę żałuje tego co się stało, ale uświadomiłam sobie... Że nie mogę. Sam był moją tarczą. Po raz pierwszy odczułam złość z tego powodu. Głośno westchnęłam i przystanęłam.

     - Sam... Wczorajszy wieczór był najcudowniejszy w moim życiu. Nie rozumiem czemu przepraszasz... Nie... Nie było ci ze mną dobrze? - Ostatnie słowa wypowiedziałam jakbym miała coś w gardle. Może to co się stało było pomyłką. Może on nie był gotowy, a ja go sprowokowałam...? Tak... Oczywiście, to znów ja zraniłam Sama.

     On jednak zamiast potwierdzić moje przypuszczenia spojrzał mi w oczy i bardzo delikatnie mnie pocałował. Nie było w tym pocałunku pożądania, tak jak wczoraj. Był to rozkoszny pocałunek, mówiący więcej niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. Odsunął się ode mnie. Czy to możliwe, że wyglądał na... Rozbawionego. Echh... Co ja z nim mam...

     - Ostatnia noc - zaczął. - To najlepsze co mi się przytrafiło. Nigdy niczego podobnego nie doświadczyłem. Avri, zapewniam cię, że kocham cię najbardziej na świecie, a po tym co się wczoraj stało, zatraciłem się w uczuciu do ciebie jeszcze bardziej. Tylko... Boję się...

     - Nie będzie żadnego dziecka. - Uprzedziłam go. Po tym co powiedział, jeszcze bardziej upewniłam się w tym. Wow... On to umie dopasować słowa...

     - Dobrze... - szepnął, ale wiedziałam, że nie zapomni. - Kocham cię. - Dodał, a mi zmiękły kolana. Te dwa słowa działały na mnie bardziej niż jakiekolwiek inne.

     - Ja też cię kocham. - odparłam. Sam pocałował mnie w czoło i ruszył przed siebie. Byłam o krok za nim.

     Jak to możliwe, że w ogóle pomyślał o dziecku? Hmm... A może ja też powinnam...

     ___________________________

     Coraz mniej was u mnie :c Szkoda... ale cieszę się, że kilka osób zawsze czyta nowe rozdziały i komentuję. Stałych bywalców proszę tradycyjnie o komentarze i jeśli możecie - o udostępnianie. Na facebooku, twitterze, asku albo swoich własnych blogach. Rozdział był nudny wiem, ale to chyba jeden z niewielu :P
     Następny rozdział dodam w Wigilię i złoże wam życzenia ;D

5 komentarzy:

  1. Jakiś krótki, ale zajebi*ty <3 Teraz mam kolejny powód żeby czekać na Wigilię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo :D Dzięki! Faktycznie krótszy, ale dziękuję Ci bardzo za miłe słowa ♥

      Usuń
  2. Fajny! :] Czekam na następny! Weny życzę :]
    Zapraszam do mnie :]
    http://76gi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaaaki świetny <3 Proszę niech ich dziecko będzie miało na imię Josh ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jest juz po wigili a rodziału nie ma :c kiedy bedzie ? juz nie moge sie doczekac ...

    OdpowiedzUsuń