ROZDZIAŁ 15
Nie wytrzymałam. Targnęły mną mdłości. Zwymiotowałam Samowi na buty, on jednak pozostał nie wzruszony. Patrzył na ciała leżące na śniegu. Kobiety i mężczyźni umarli, skąpani w swojej własnej krwi. Niektórym podcięto gardło, innych zastrzelono, kilka ciał natomiast miało wnętrzności wyprute na wierzch. Czułam, że za chwilę znowu zwymiotuję.
Sam patrzył na to z niesamowitym spokojem. Podziwiałam go za to. Jego twarz miała kamienny wyraz. Dotknęłam ręką jego ramienia. On mocno chwycił moją rękę, jednak nie spojrzał na mnie.
- Kto mógł to zrobić? - spytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.
- Oboje dobrze wiemy, że to strażnicy - odpowiedział. Tak, to prawda. Byłam pewna, że to strażnicy króla. Okrutni i nie znający litości. Pilnowali porządku tylko w najbiedniejszej dzielnicy. W centrum, u "Zapominajek" i w najbogatszej dzielnicy był tylko jeden, główny, strażnik, który zwykle nie robił zbyt wiele. Najczęściej siedział w swoim biurze i pił alkohol. Albo po prostu spał.
Sam krążył wokół ciał. Zamykał oczy zmarłym. Oczywiście tylko tym którzy te oczy jeszcze mieli. Byłam wściekła, smutna i zmęczona. Nie wiem które uczucie bardziej we mnie dominowało. Miałam ochotę wypruć flaki tym bydlakom, którzy to zrobili. Szybko jednak odepchnęłam tę myśl. Działali w końcu z rozkazu Amona.
Odwróciłam wzrok, by nie patrzeć więcej na zmasakrowane ciała. Po kilku minutach Sam podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojego ramienia. Musiałam coś przyznać mojej prababci. Bez Sama, nie dałabym sobie rady.
- Wszystko dobrze? - zapytał. Zaprzeczyłam. Nic już nie było w porządku. Amon zabijał niewinnych ludzi. Pytanie brzmiało, po co?
Sam chwycił mnie za rękę i poprowadził za sobą. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego co tu zobaczyłam. W duchu odmówiłam modlitwę za zmarłych, chociaż właściwsze słowo brzmi, zamordowanych ze szczególnym okrucieństwem. Uświadomiłam sobie jednak, że ja też mogę się tym stać. Mordercą bez uczuć. Fakt, miałam zabić człowieka, który już zabił niesamowicie wiele osób i miał na sumieniu wiele grzechów, ale prawda jest taka, że nikt, nawet najbardziej paskudny człowiek na świecie, nie zasługuje na śmierć.
Wtedy znów 'to' się stało. Moje znamię zaczęło mnie znów bolec. To było potworne. Jeszcze nigdy, aż tak mnie nie bolało. Sam wyczuł, że coś się dzieję gdy głośno krzyknęłam i upadłam twarzą w śnieg. Mimo, że nie widziałam jego twarzy czułam, że jest przerażony. Po kilku minutach, chorego bólu, pojawiła się Jessie. Wyglądała na wściekłą. Uklęknęłam na śniegu, nie zważając na chłód. Jessie patrzyła na mnie z wyższością.
- Nie możesz się teraz wycofać! - warknęła. Przestraszyłam się. Nigdy jeszcze nie słyszałam tak brutalnie wypowiedzianych słów.
- Nie powiedziałam, że mam zamiar się wycofać. Po prostu nie chcę być mordercą - oznajmiłam. Chyba jej nie przekonałam, bo wciąż patrzyła na mnie jak na nic nie znaczącego robaka.
- Mordercą, tak? W takim razie kim jest Amon?! On musi być szatanem w porównaniu do ciebie! Tej która nigdy jeszcze nikogo nie zabiła! - krzyczała. Wściekłam się.
- Zamknij się! - Teraz to ja warknęłam. Jessie spojrzała na mnie zaskoczona. - Nikogo nie prosiłam, o tą moc. Mam głęboko gdzieś czego chcesz ty! Będę robić co mi się podoba! Przy okazji, nie zapominaj, że to ja muszę sprzątać po tobie! - Zgasiłam ją. Prababcia wciąż patrzyła na mnie z góry, ale w jej oczach ujrzałam rozczarowanie. Nie obchodziło mnie to. Jessie przytaknęła, jakby sama do siebie i... Zniknęła.
Patrzyłam teraz w padający z nieba śnieg.
Ocknęłam się dopiero, gdy Sam wypowiedział moje imię. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam mu w oczy. Był wystraszony, a zresztą... Ja też.
- Avri, nie możesz teraz zrezygnować. - Słucham? Co on powiedział? Słyszał o czym rozmawiam z Jessie? Miałam w głowie tyle pytań, ale najgłupsze cisnęło mi się na usta.
- Bo co? - warknęłam. Sama poruszył ton mojego głosu. Cofnął się delikatnie. Nie czułam się wtedy źle z tym co powiedziałam. Byłam wściekła na cały świat!
- Nie wiem... - szepnął Sam. - Ale wiem, że Amon nie cofnie się przed niczym. On chce dotrzeć do ciebie Avri, bo wie, że ty jedyna możesz go pokonać - wyjaśnił. To co powiedział mną wstrząsnęło. Jakbym dostała w głowę czymś ciężkim. Cholera, przecież on miał rację. Jessie też miała rację, ale tylko Samowi mogłam ją przyznać. Spuściłam wzrok. Cała złość ze mnie uleciała. Miałam ochotę tylko przytulic się do Sama, ale nie mogłam jeszcze tego zrobić.
- Sam... - zaczęłam cicho. - Wybacz mi... - Niemal niedosłyszalnie odparłam. Sam uśmiechnął się. Nawet w tych najgorszych chwilach, potrafił się uśmiechnąć... Nic nie powiedział. Pomógł mi wstać i razem ruszyliśmy dalej. Nawet nie poprosił, żebym użyła zaklęcia. Wiedział, że jestem za słaba. Ależ on był kochany...
Gdy oddaliliśmy się od ciał dostatecznie daleko, Sam rozłożył namiot. Nie byłam zmęczona, ale marzyłam o ciepłym jedzeniu i kołdrze. Sam, po rozpaleniu ognia, zrobił mi herbatę i usmażył odrobinę mięsa. Do tego zjadłam dwa kawałki chleba. Sam natomiast zadowolił się jedynie chlebem. Było mi głupio, że sama jem mięso, ale gdy chciałam dać Samowi kawałek, ten mruknął tylko ciche "jedz". Nie miałam zamiaru się z nim kłócić, bo wiedziałam, że przegram.
Kiedy się nasyciłam, wciąż nie miałam ochoty spać. Sam położył się obok mnie. Patrzył mi w oczy, a ja czułam, że się rumienię. Dziwne... Po tym wszystkim co się stało, ciągle byłam zdziwiona tą sytuacją. Nie mówiłam oczywiście, że mi się nie podoba.
Sam przejechał dłonią po moich włosach. Zamknęłam oczy delektując się jego dotykiem. Każde muśnięcie mojej skóry, wywoływało w moim ciele ogień. Najpierw taki, który dopiero próbował się rozpalić, a potem taki, który pochłania lasy.
Kiedy, dotknął mojej ręki, otworzyłam oczy. Przez chwilę widziałam tylko rozmazany świat, ale zaraz potem, zobaczyłam niebo. Zrozumiałam, że to były oczy Sama. Roześmiane i patrzące na mnie.
Płonęłam od środka. Moje usta były niepoprawnie gorące i głodne jego ust. Nie mogłam wytrzymać, ale mimo iż chciałam go pocałować, on był szybszy. Nachylił się do moich ust, niczym wygłodniały lew na swoją ofiarę. Zaczął powoli, tak, by podgrzać atmosferę, ale ja już tego nie potrzebowałam. Dwukrotnie przyśpieszyłam tempo, zaskakując siebie i Sama. Usiadłam na nim okrakiem, a on, bez cienia krępacji, zaczął błądzić rękoma po moim ciele. Najpierw zajął się moją talią, ale gdy chciał zejść niżej zawahał się. Nie zwróciłam na to uwagi, dopóki nie przerwał pocałunku. Mimo, że przerwał, płomień w moim ciele nie zgasł. Przeciwnie. Chciałam więcej.
- Avri, ja... - szepnął Sam. Wiedziałam, że ma wątpliwości. Ja nie miałam. Pragnęłam tylko jednej rzeczy. Mieć Sama najbliżej jak się da. Widząc, że Sam chce znów coś powiedzieć, zakryłam mu usta palcem. On spojrzał na mnie. Jego wzrok był przepełniony zdziwieniem, pożądaniem i wahaniem.
Miałam dość Sama, który chciał być święty. Wiedziałam, że Sam pragnie mnie tak bardzo jak ja jego. Może nawet bardziej. Chciałam, żebyśmy oboje tego chcieli, więc spytałam.
- Sam... - mruknęłam. Sam pocałował mnie gwałtownie. Wywołało to u mnie dreszcze. Sam przewrócił mnie na plecy. Teraz on był na górze. W tamtej chwili, nie musiałam prosić, żeby cokolwiek powiedział. Jego wzrok, mówił mi wszystko.
Reszty dopełniły nasze ciała.
To była najcudowniejsza chwila mojego życia.
____________________________________
Słuchajcie rozdział jest mocny i jest jednym z moich ulubionych, ale mam strasznego doła więc nie mam siły się cieszyc...
Proszę o komentarze, może one poprawią mi odrobine humor... :/
No oczywiście że rozdział zaje*isty! Tylko czemu masz doła?
OdpowiedzUsuńFaceci - tyle ci powiem x.x
UsuńCudny <3 aaaa, mam dreszcze ;)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się facetami, każdy to świnia, wiele razy miałam przez nich doła, ostatni tak jakoś miesiąc temu, ale ... ROZDZIAŁ SUPER :)
Reklama:
Zapraszam do mnie ;) http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/ i http://piatek-trzynasty.blogspot.com/
Facetami się nie przejmuj ,wczuj sie w Avri i zajmij się Samem ,on Cie nigdy nie opuści <3
OdpowiedzUsuń