czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 22 i 23

Kilka słów.
Widzę, że poprzednie dwa rozdziały rozczarowały niektóre osoby. Sama muszę przyznać, że jak je teraz czytam nie do końca mnie zadowalają, ale mimo wszystko pasują, więc zostają takie, jakie są.
Mam nadzieję, że więcej was nie rozczaruję, dlatego chciałam was przeprosić od razu wstawiając dwa rozdziały, trochę wcześniej.
     Pozostaje mi życzyć wam miłego czytania...

_____________________________________

      ROZDZIAŁ 22

     Pomnik króla Amona był już niebezpiecznie blisko. Byliśmy dwa, może trzy kilometry oddaleni od niego. Sam, mimo bólu stopy, ruszył przed siebie żwawym krokiem. Miałam nadzieję, że rana się nie otworzy, przez jego zapał do marszu.

     Widziałam ludzi chodzących od sklepu do sklepu. Czasem zastanawiałam się, jak wygląda rynek przy pomniku. Taki prawdziwy rynek. Miałam ochotę wejść do któregoś sklepu, zobaczyć co jest na półkach i coś kupić. Problem stanowił brak gotówki. Cóż...

     Po raz pierwszy zobaczyłam samochód. Tata pokazywał mi kiedyś fotografię na której był samochód z XXI-go wieku. Tamten nosił nazwę "Opel" i był czerwony. Dzisiejsze samochody zbytnio nie różniły się od tamtych. Po prostu teraz istniał tylko jeden model i jeden kolor, mianowicie czarny.

     Chodząc pomiędzy rozproszonymi ludźmi, czułam się dziwnie widoczna. Nie mogliśmy odejść daleko, bo moglibyśmy stracić orientacje w terenie, ale zbyt blisko też nie mogliśmy podejść. Mimo wszystko przechodziliśmy obok bogaczy. Niektórzy wyglądali normalnie: białe zęby, oczy, nos, uszy, włosy, schludny i zadbany ubiór. Oni zapewne byli bardziej przyjaźni, niż ci którzy miejscami wyglądali jak przebierańcy. Zauważyłam kobietę z niebieskimi włosami i czymś na paznokciach. Był też mężczyzna w samych kąpielówkach, choć na dworze temperatura była w okolicach zera stopni. Byli ludzie o złotych zębach, z długimi nosami, oczami w różnych kolorach.

     Patrzyłam na nich... Może nie z pogardą, ale na pewno ze zdziwieniem i lekkim oburzeniem. Nie mogłam jednak nic zrobić. Na razie.

     Pomnik Amona bardzo oddawał jego wygląd. Podkreślono bliznę na prawym profilu. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a oczy patrzyły przed siebie z pogardą. Na głowie miał koronę. Pomnik "ubrano" w płaszcz, spodnie i ciężkie buciory. Mnie jednak najbardziej intrygowała twarz, która uderzała wstrętem.

     Okrążenie pomnika zajęło nam cały dzień. Postanowiliśmy na razie oddalić się nieco od rynku i pomnika. Byliśmy w okolicach najbiedniejszej dzielnicy i wysypiska śmieci. Cóż, nie pachniało fiołkami, ale i tak lepsze to niż gwar przy pomniku.

     Tego wieczoru zjedliśmy ostatni kawałek mięsa. Żałowałam, że nie mamy pieniędzy. Moglibyśmy kupić coś tutaj. Tak, oczywiście. Mam przed oczami mnie i Sama ubranych w ostatnie szmaty, byle tylko się ogrzać, wchodzących do sklepu pełnego bogatych i nadętych hien, które patrzą na nas z wyższością. Nie ma takiej opcji.

     - Boli cię? - spytałam Sama. Chodziło mi oczywiście o stopę. Przez całą drogę nie narzekał, ale wiedziałam, że jest zbyt męski, żeby przyznać się do bólu. Cokolwiek to znaczy.

     - Odrobinę, ale nic mi nie jest. - Oczywiście. Czasem miałam w głowie obraz Sama, który jest przebrany za wikinga. Pasowałby do takiej roboty. Chociaż może strój, byłby za luźny.

     Kurde, przecież to tylko powierzchowna rana!

     Zajrzałam pod opatrunek. Rana wyglądała dobrze. Krew nie leciała, a rana zaczęła się zaskrzepiać. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro pojawi się strup.

     Zdałam sobie sprawę, jak daleko jesteśmy od domu. W tydzień pokonaliśmy około stu kilometrów. To zaskakująco dużo. Została połowa tego. Więc za cztery, albo pięć dni stoczę walkę, o której nie myślałam. A powinnam. Co niby mam zrobić, gdy już wejdę do zamku? "Króliku Amonie, to ja Avri, przyszłam cię zabić, HELOŁ!". Zaśmiałam się. Powinnam zacząć myśleć o tym poważnie, a ja tylko się wygłupiałam. Dziwne... Za kilka dni zginę, a mam wręcz bardzo dobry humor. Cóż... Przynajmniej wiem kiedy zginę... Hura!


     Spojrzałam na Sama który kucał robiąc nam spóźnioną kolację. Zostały mi jeszcze cztery dni, żeby nacieszyć się jego bliskością. Ciągle jednak zbyt daleką. Czemu on nie może pojąc, że to nasze ostatnie chwile razem? Nie wiem czemu, ale... Nie bałam się śmierci. Bałam się natomiast, co się stanie z Samem. Oczywiste jest, że wróci do 'Zapominajek', ale... Znajdzie sobie kogoś? Ponownie się zakocha?

     - Dość! - wrzasnął Sam. Wystraszyłam się nie na żarty. Mój puls strasznie przyśpieszył. Co to miało być?

     - Co się stało? - spytałam drżącym głosem. Sam wyglądał na wściekłego. Nic nie rozumiałam. Przecież nic nie powiedziałam.

     - Przestań sobie wmawiać, że umrzesz! - warknął. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Ja... O tym tylko pomyślałam. Czy on...

     - Tak, Avri... Czytam w myślach - teraz szepnął.

     - Ale... Co? Kiedy? - Mówiłam co mi ślina przyniosła na język. Nie wiedziałam co powiedzieć. To... Teraz ja doznałam szoku.

     - Wybacz, że powiedziałem ci w taki sposób, ale twoje myśli były... To było dla mnie zbyt straszne - odparł. Cóż, nie zdziwiło mnie to co powiedział.

     - Ale od kiedy ty... Emm... Czytasz w myślach? - spytałam trochę niepewnie. Sam usiadł obok mnie chwytając moje dłonie.

     - Ja... Właściwie to nie wiem... - zaczął. - To się zdarzyło dotychczas dwa razy. Wczoraj kiedy... Wiesz... Kiedy cię odepchnąłem, słyszałem twoje myśli. Czułem jaka jesteś wściekła. No i teraz. Tylko, że wczoraj tego nie kontrolowałem, a dziś... Jakby sam chciałem usłyszeć o czym myślisz. Wiem, że to brzmi... Strasznie naciąganie, ale taka jest prawda. - wyjaśnił. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Już wiem jak się czuł, gdy dowiedział się, że jestem czarownicą.

     - A czy... Czy teraz czytasz mi w myślach? - zapytałam. Sam zmarszczył brwi.

     - Nie wiem... Mogę sprawdzić. Pomyśl o czymś - poprosił. Przytaknęłam. Wiedziałam o czym myśleć. Przypomniałam sobie ten dzień, kiedy znalazłam szkatułkę. Wtedy wieczorem, Sam i ja pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Po raz pierwszy poczułam smak jego miękkich i delikatnych ust. Wtedy, pierwszy raz poczułam, naprawdę poczułam, że to jest dużo więcej niż przyjaźń.

     - I jak? - spytałam. Sam spojrzał na mnie.

     - Niestety nic nie słyszałem. Może... Słyszę coś tylko wtedy, gdy na prawdę potrzebuję? - zadumał się Sam. Moim zdaniem miał słuszność.

     - Myślę, że masz rację - przyznałam. Sam pokiwał głową z aprobatą.

     - Cholera, czemu przydarzają nam się takie pokręcone rzeczy? - szepnął, a ja po prostu pokręciłam głową. - Powiesz mi o czym myślałaś? - poprosił. Uśmiechnęłam się.

     - Przypomniałam sobie tamten dzień kiedy znalazłam szkatułkę, pamiętasz? Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy - powiedziałem, lekko rozmarzona. Sam uśmiechnął się ciepło i niemal wiedziałam, że też przypomniał sobie tamten dzień.

     - Nigdy tego nie zapomnę - szepnął.

     - Ja też - potwierdziłam. Sam siedział przez chwilę z zamkniętymi oczami. Kilka dni temu chciałam czytać w jego myślach. Okazało się, że to on będzie mógł czytać w moich. Sam otworzył oczy. Wyglądał na zamyślonego.

     - Avri, czy ze mną jest wszystko w porządku? No bo... Raczej niezbyt często spotyka się osiemnastolatków, którzy umieją czytać w myślach.

     - Sam, głupku, pytasz swojej dziewczyny która jest czarownicą. - Próbowałam mu przedstawić tę sytuację. Sam widocznie zrozumiał o co mi chodzi i zaśmiał się głośno, zresztą ja też.

     - Zgrany z nas duet - stwierdził Sam.

     - Jak żaden inny - przyznałam. Ciągle jednak się śmiałam. Avri Dream jako czarownica oraz Sam Clifin jako chłopak czytający w myślach. To było tak głupie, że aż... zabawne.

     - Możesz mi powiedzieć dlaczego uważasz, że umrzesz? - spytał Sam, psując mój dobry humor. Westchnęłam.

     - Na prawdę myślisz, że uda mi się pokonać Amona, bez problemu? Sam on ma ponad czterysta lat doświadczenia. Jestem pewna, że zna wszystkie zaklęcia jakie można by wymyślić i co? Ma go pokonać osiemnastolatka, która niecałe dwa tygodnie temu dowiedziała się kim jest? Sam proszę cię... Nie bądź naiwny...

     - Przestań tak mówić! - przerwał mi. Był zły.

     - Ale przecież to prawda...

     - Pamiętasz swój koszmar? - znów mi przerwał. Otrząsnęłam się. Dziura w sercu... - Tam chciałaś swojej śmierci, żeby być ze mną. Myślisz, że ja co bym zrobił, gdybyś zginęła? - pytał. Wiedziałam... Zrobiłby to samo co ja.

     - Grasz nie fair... Tamto, to kompletnie inna sytuacja - próbowałam się bronić.

     - O nie! Mylisz się. To jest dokładnie to samo i dobrze o tym wiesz - powiedział. Echh... Wiedziałam. Miał rację, w każdym słowie. Ale co miałam zrobić?

     - Postarajmy się oboje zostać przy życiu. Wtedy będziemy zadowoleni - odparłam. Coś w tym było. Gorzej jednak z realizacją.

     - Możesz mi wierzyć, że nic się nam nie stanie. Masz moje słowo - przysiągł Sam. Zawsze wierzyłam w to co mówi. Nigdy by mnie nie okłamał. Teraz jednak miałam wątpliwości.

     - Dziękuję - szepnęłam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Ale Samowi chyba to wystarczyło. Pochylił się w moją stronę i wpił się w moje usta. Bardzo leniwie zaczął mnie całować. Czułam, że mój wewnętrzny ogień zaczyna się rozpalać. Jednocześnie był to problem, ale i rozkosz. Zastanawiałam się, co dzisiaj zrobi Sam, żeby mnie powstrzymać.

     W takich chwilach mogłam bezkarnie dotykać każdego centymetra jego ciała. Sam zaskoczył mnie, gdy delikatnie pchnął mnie na łóżko. Zaczął całować moją szyję, a ja czułam się bliżej nieba niż kiedykolwiek. Ku mojej radości, Sam pomógł mi zdjąć koszulkę. Całował mnie w ramię, a później zszedł odrobinę niżej. Podsycał mój ogień. Płonęłam. Sam na chwilę wrócił do moich ust.

     - A konsekwencje? - spytałam między pocałunkami. Sam przez chwilę nie odpowiadał, tylko mocniej przywarł do mnie ciałem.

     - Jakie konsekwencje? - szepnął. Byłam szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Do niczego go nie zmusiłam. Sam chciał tego tak bardzo jak ja. Ta myśl dorzuciła porcji drewna do mojego płomienia. Jednak płomień został ugaszony.

     ROZDZIAŁ 23 

     Obudziłam się pierwsza. Kołdra leżała na podłodze, poduszki leżały obok niej. To co się działo wczoraj, nie było tak spokojne jak za pierwszym razem. Wczoraj rozpętała się prawdziwa burza. Sam był... Niesamowity.

     Byłam trochę zmęczona, ale szczęśliwa. Odwróciłam się, żeby móc leżeć na lewym boku i patrzeć na Sama. W świetle dnia, wydawał się jeszcze przystojniejszy niż wczoraj, choć wydawało się to już niemożliwe. Zrobiło mi się zimno. Dziwne, że przez całą noc spałam odkryta i nie czułam chłodu, zwłaszcza śpiąc nago. Podniosłam kołdrę z podłogi i przykryłam mnie i Sama. Od razu poczułam zmianę. Uśmiechnęłam się, gdy przyjemne ciepło rozlało się po moim organizmie.

     Po kilku minutach, Sam otworzył oczy. Na mój widok uśmiechnął się promiennie. Jego włosy były rozczochrane, zresztą nic dziwnego. Wczoraj o mało mu ich nie wyrwałam.

     - Czy to możliwe, że jesteś jeszcze piękniejsza? - powiedział Sam. Zarumieniłam się słysząc te słowa. To musiał być komplement.

     - Nie mam pojęcia - odpowiedziałam, choć było to raczej pytanie retoryczne. Sam pogładził mój policzek, a ja delektowałam się jego dotykiem, który był dla mnie najcenniejszy.

     - Dziękuję ci - wyszeptał. Nie zrozumiałam. Spojrzałam na niego pytająco.

     - Za co? - spytałam. Sam przysunął się do mnie i bardzo powoli mnie pocałował. Mimo, że mój ogień trochę drgnął, wiedziałam, że rankiem nic z tego nie będzie. Jednak rozkoszowałam się miękkim dotykiem jego ust na swoich. Szeroko otwierałam wargi, by czuć jego usta jak najdokładniej. Było w tym pocałunku tyle ciepła i uczucia, że moje ciało nie mogło nie zareagować. Sam po chwili odsunął się i jeszcze pocałował czubek mojej głowy.

     - Za to co się stało - powiedział w końcu. Teraz wiedziałam co ma na myśli. Czułam się trochę jakby kamień spadł mi z serca.

     - Nie Sam, to ja ci dziękuję. Wiedziałam, że miałeś wątpliwości, a mimo to... Zrobiłeś to dla mnie - szepnęłam. Sam przejechał dłonią po moich włosach.

     - Dla nas - dopowiedział. Uśmiechnęłam się do niego najcieplej jak umiałam. To chyba był najcudowniejszy poranek w moim życiu. Byłam przeszczęśliwa. Cieszyłam się, że Sam nie myśli o konsekwencjach i jest szczęśliwy razem ze mną. Czy istnieje coś piękniejszego?

     Oboje byliśmy tego dnia w znakomitych nastrojach. Zjedliśmy sporą ilość chleba, jabłka i wypiliśmy wodę.

     Znajdowaliśmy się dwa może trzy kilometry od najbiedniejszej dzielnicy. Nie wiem czemu, ale bardzo chciałam się jej przyjrzeć z bliska. Powiedziałam o tym Samowi. Nie wydawał się zachwycony, ale zdziwiłabym się gdyby odmówił.

     Było zdumiewająco ciepło. Świeciło słońce, choć czasem przykrywały je chmury. Śnieg oślepiał, gdy odbijało się od niego słońce.

     Szliśmy przed siebie, mocno trzymając się za ręce. Chyba żadne z nas nie musiało mówić, że to co się stało wczoraj, zbliżyło nas jeszcze bardziej. Umocniło mnie to w myśli, że mogę przeżyć walkę z Amonem, wrócić do domu, żeby takich chwil jak tamta było więcej. A już moja w tym głowa, żeby tak było.

     Niedługo potem znaleźliśmy się w najbiedniejszej dzielnicy. Przywitał nas przygnębiający widok. Oglądałam marnie zbudowane domy, które po przejściu dużej wichury, złamały by się jak zapałki. Zajrzałam do jednego domku. Siedziało w nim wiele osób pogrążonych w rozmowie. Niektórzy przytulali się do siebie, żeby bardziej się ogrzać. Większość była ubrana w poszarpane rzeczy, w ich butach dostrzegłam dziury, kilkoro z nich nie miało zębów. Było mi ich żal. Bardzo. Czułam, że zbierało mi się na łzy. Nie mogłam jednak dać upustu swoim emocjom, bo wtedy na pewno by to usłyszeli.

     Mimo, że sytuacja, którą zobaczyłam, wyglądała gorzej niż tragicznie, to dostrzegłam na twarzach tych ludzi uśmiech. Uśmiech, który dawał nadzieję na lepsze jutro. Bardzo chciałam do nich podejść, powiedzieć, że niedługo do nich wrócę i pomogę im jak tylko będę umieć, ale... Nie mogłam. I to najbardziej rozdzierało mi serce. Mocno ścisnęłam rękę Sama. Chyba zatrzymałam mu krążenie krwi w dłoni, ale on raczej zbytnio się tym nie przejmował.

     - Avri... - szepnął Sam. - Chodźmy już.

     Zdziwiłam się, gdy pociągnął mnie za sobą. Chciałam jeszcze chwilę zostać. Gdybym teraz odeszła, nie wybaczyłabym sobie tego.

     - Nie - postawiłam się. Sam jednak nie miał zamiaru się kłócić i poszedł za mną. Weszłam do domu najciszej jak mogłam. Mimo zaklęcia, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Oczywiście to było tylko złudzenie.

     Chciałam znaleźć się jak najbliżej, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Co tak pochłania ich czas? O czym mówią, byle zapomnieć o zimnie?

     - Słyszeliście wieści? - spytała starsza pani bez zębów. Widocznie kobiety zebrały się na ploteczki. Brzmiało to niewinnie.

     - O Amonie? - odparła z nadzieją inna. Była młodsza i odrobinę bardziej zadbana, ale była ubrana gorzej niż tamta.

     - Oczywiście, że tak! - przyznała kolejna. - Amanda podsłuchała rozmowę dwóch strażników. Podobno czas panowania Amona, jest już u kresu.

     - Lucy, chyba nie wierzysz w te bzdury - powiedziała czwarta. Ta którą nazwano Lucy spojrzała na zebranych zdziwionym wzrokiem.

     - Kiedy mówię prawdę. Amanda nie potrafiła kłamać. Powiedziała mi to kilka godzin przed śmiercią - broniła się. Wyjaśniła im to z takim spokojem, że aż zaparło mi dech. Jak to możliwe, że z takim opanowaniem mówiła o śmierci tej Amandy?

     - Tak, ale przez to co rozpowiadała Amanda zginęło wiele osób. Myślisz, że strażnicy zabili ich bez powodu? Dla rozrywki? Nie bądź naiwna - próbowała tłumaczyć ta, która zaczęła rozmowę. Zrozumiałam wtedy wszystko. Te trupy na polach uprawnych... Zabito ich przez... Plotkę.

     - Wszyscy wiemy, że Amanda miała za długi język, ale była dobrym człowiekiem - mówiła Lucy. Wszyscy przytaknęli.

     - Właściwie nie rozumiem o co chodziło - przerwała ciszę jakaś młoda dziewczyna. Na oko była mniej więcej w moim wieku, może młodsza. - Dlaczego niby czas panowania Amona, jest już u kresu? To śmieszne.

     - A myślisz, że my wiemy? Jenny, jesteśmy za nisko w społeczeństwie, żeby się dowiedzieć - odpowiedziała Lucy. Jenny zmarszczyła brwi.

     - Myślicie, że... Ktoś inny chce przejąć władzę? - spytała. Wszyscy wyglądali na zamyślonych. Ale przecież ja wcale nie chciałam przejąć władzy!

     - To możliwe - przyznała starsza kobieta. - Ale to tylko nasze domysły.

     Tyle mi wystarczyło. Byłam ciekawa co o tym myślał Sam? Lepiej będzie jeśli porozmawiamy o tym wieczorem. Dałam znak Samowi, że idziemy. Przytaknął i ruszył przed siebie. Rzuciłam jeszcze spojrzenie na ludzi w tym domu, a potem zniknęli mi z oczu.

     Wyszliśmy z tej dzielnicy. Jak na razie wystarczy mi zwiedzania. Wrócę tam. Muszę, ale nie teraz. Okazało się, że jest już południe. Wolno szliśmy przed siebie. W oddali widziałam już zarys pałacu. Coraz bardziej przerażała mnie odległość, która malała z godziny na godzinę.

     Na moje oko nie przeszliśmy dziś nawet pięciu kilometrów. Nie wiem czemu. Szliśmy powoli, ale żeby aż tak? Cóż, chyba śpieszyło mi się do śmierci... Nie ważne.

     Rozłożyliśmy namiot. Nim tam weszłam spojrzałam tęsknym wzrokiem na północ. Sto kilometrów dalej, była dzielnica, gdzie mieszkały 'Zapominajki'. Mimo, że życie nie było usłane różami, było tam spokojnie, a życie toczyło się swoim rytmem. Tam mogłabym teraz leżeć z Samem w łóżku i patrzeć w jego niebieskie oczy nie wiedząc co dzieję się na drugim końcu kraju.

     Weszłam do namiotu trochę przygaszona. Jednak widok Sama odrobinę poprawił mi humor. Usiadłam mu na kolanach i zarzuciłam ręce na szyję. Nie prowokacyjnie. Po prostu potrzebowałam jego bliskości.

     - Co myślisz o tamtej rozmowie? - spytałam. Sam zamyślił się na chwilę.

     - Cóż... To wiele wyjaśnia. Tamte ciała, które widzieliśmy oraz to, że nasz kochany król Amon wie, że się zbliżasz - odpowiedział Sam. Spojrzałam na niego.

     - Tak uważasz?

     - Myślisz, że strażnicy rozmawialiby o tym, gdyby tak nie było? Moim zdaniem to oczywiste. Amon się boi, a jego strach udziela się innym - stwierdził. Jego teoria była bardzo prawdopodobna.

     - Faktycznie. Nie rozumiem tylko czego on się tak boi? Nie wydaje ci się to dziwne, że obawia się osiemnastolatki? Ja uważam to za śmieszne.

     - Masz trochę racji, a może po prostu nie doceniasz swoich możliwości. Skąd wiesz, że nie masz większej mocy niż ci się wydaje?

     - Nie umiem czarować bez różdżki. Jessie umiała, natomiast Amon ciągle umie. Używanie zaklęć bez różdżki to... Na prawdę coś. Ja tak nie potrafię - tłumaczyłam. Sam spojrzał na mnie krzywo.

     - A w ogóle próbowałaś?

     - Nie muszę próbować, żeby wiedzieć. Bez różdżki czuję się... Kompletnie bezradna. Natomiast kiedy trzymam ją w ręku, to coś zupełnie innego - wyjaśniłam. Sam przytaknął leniwie, jakby do siebie.

     - Ok... - mruknął. - Nie ważne. Grunt to być dobrej myśli, prawda? - spytał optymistycznie. Uśmiechnęłam się blado.

     - Tak, jasne - odpowiedziałam niepewnie. Sam puścił to mimo uszu i przygotował jedzenie. On naprawdę uważał mnie za aż tak potężną czarownicą? Echh...

     " Jesteś potężna ", usłyszałam w mojej głowie. Nie wystraszyłam się. Nawet nie drgnęłam. Chyba nic już nie było w stanie mnie zaskoczyć. W głowie szumiał mi głos Jessie.

     " Nie tak jak ty. Nie mam pojęcia co robić ", pomyślałam zrozpaczona.

     " Pamiętaj Avri. Ja, Peter i Sam w ciebie wierzymy. Jesteś jedyną nadzieją."

     " Jedyną? W takim razie współczuję całemu Newamon. "

     " Przestań. Słuchaj Sama, on wie co robi. Na prawdę jesteś potężniejsza niż ci się wydaje. Po prostu musisz to poczuć. "

     " Łatwo ci mówić. Ty już nie żyjesz. "

     " Ale ty, tak. I tylko to mnie obchodzi. Jeśli nie chcesz już się więcej nie pojawię, wezwiesz mnie, tylko kiedy będziesz tego potrzebowała. "

     " Byłoby fajnie. "

     " Dobrze. Pamiętaj Avri, wierzymy w ciebie. "

     " Jasne. "

     Nie miałam zamiaru ciepło się z nią żegnać. To przez nią siedziałam po uszy w tym bagnie, ale na prawdę nie miałam już wyjścia.

     Avri Dream, osiemnastolatka, która dopiero znalazła różdżkę, teraz musi zabić najpotężniejszego czarodzieja jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi.

     Osiemnastolatka, która dopiero znalazła różdżkę.

     To nadawało się na pierwsze strony gazet.

     _________________________________
     Kolejny rozdział jutro, ponieważ jest premiera filmu "American Hustle" z Jennifer Lawrence. Zapraszam do kin.



1 komentarz:

  1. Nie przesadzaj z tym rozczarowaniem. Moim zdaniem świetnie piszesz :) Czekam na kolejne!

    A teraz przerwa na reklamy :) :
    http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/
    http://piatek-trzynasty.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń