ROZDZIAŁ 20
To co powiedział Sam nie dawało mi spokoju. W ogóle. Czy on zasugerował, że nie szanuję swojego życia? Przecież... No właśnie. Nie mogłam wymyślić dalszej części zdania.
Po tamtej rozmowie, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Ja trawiłam to co powiedział Sam, a on po prostu milczał. Gdy szliśmy, Sam nadepnął na jakiś ostry kamień. Zasyczał wtedy z bólu, a ja wydałam cichy okrzyk troski i bólu, jakbym to ja sama nastąpiła na kamień.
Rozłożyłam namiot. Zajęło mi to zdecydowanie więcej czasu niż Samowi, ale mimo wszystko udało mi się. Sam położył się na łóżku, a ja pomogłam mu zdjąć but. Rana była powierzchowna, ale leciała z niej strużka krwi. Nie wiedziałam co robić. Może Peter, byłby w stanie mi pomóc?
- Anima! - krzyknęłam. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem na moim ramieniu pojawił się mały lew. Sam nigdy nie widział Petera więc drgnął nerwowo. Uspokoiłam go gestem dłoni.
- Witaj Avri - przywitał się Peter. Miał ciepły głos, który otulał przyjaznym tonem. Przypominał trochę głęboki głos mojego ojca...
- Cześć Peter, miło cię widzieć. - Powiedziałam prawdę. Na prawdę widok Petera mnie cieszył. Między czarodziejem a jego zwierzęciem istniała swego rodzaju więź. Ja ją czułam, mimo tego, że widzę Petera dopiero po raz drugi.
- Avri, jeśli będziesz tak dobra, daj mi kilka minut na to, żebym mógł zapoznać się z tym co działo się z wami przez ten czas, gdy mnie nie wzywałaś. - Wiedziałam o co mu chodzi. Przytaknęłam dając mu pozwolenie. Peter wskoczył na czubek mojej głowy, a Sam patrzył na to z krzywą miną. Po prostu trochę zaskoczył go widok małego lwa który umie gadać. No i czarować.
- Geogre Malenti - usłyszałam. Miałam zamknięte oczy, a przez moją głowę przeleciało wiele obrazów, ale nie bolało mnie to. Niektóre wspomnienia z tego koszmaru były... Cudowne. Głównie ograniczały się do chwil spędzonych z Samem. Chociaż jak się tak dokładniej przyjrzeć, to tylko te chwile były promyczkami nadziei, wśród okropieństw tego świata.
Widziałam nasze pocałunki. Muszę przyznać, że bycie obserwatorem swoich własnych intymnych chwil jest... Interesujące. Po kilku minutach grzebania mi w umyśle, Peter zszedł z mojej głowy i znów wylądował mi na ramieniu. Otworzyłam oczy. Peter uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech.
Spojrzałam na Sama. Wyglądał jakby zobaczył ducha. Miałam ochotę się zaśmiać, ale ostatnimi siłami się od tego powstrzymałam. Nie to, że mam coś do Sama, ale w tamtej chwili wyglądał jak idiota. Mój idiota. Pięknie to brzmi.
- Sam? Wszystko w porządku? - spytałam z uśmiechem na ustach. Sam przeniósł wzrok z Petera na mnie. Odchrząknął.
- Taak... - przeciągnął. Uśmiechnęłam się do niego. On po chwili niepewności też to zrobił. Chyba powoli zaczął się rozluźniać.
- Avri... - szepnął Peter. Spojrzałam na niego pytająco. Peter kiwnął głową w stronę Sama. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale po chwili zrozumiałam.
- Ochh... Wybacz Peter. - mruknęłam. - Sam poznaj Petera. Jest moim strażnikiem i... Przyjacielem. Pewnie czytałeś, że każdy czarodziej lub czarownica mają swoje własne zwierzę. - Przedstawiłam Petera. Cóż... powinnam była zrobić to na samym początku, ale... Lepiej późno niż wcale.
Sam nie wiedział co zrobić. Najpierw wyciągnął rękę w stronę Petera, ale wycofał się. Peter natomiast wydawał się bardzo opanowany. Ukłonił się nisko w stronę Sama, był to znak szacunku. Sam skłonił się w stronę Petera. Więc formalności mamy już za sobą, pomyślałam.
Sam położył się wygodnie na łóżku, a ja wyszłam z Peter’em na zewnątrz. Wzięłam go w obie dłonie, by spojrzeć na niego.
- Nie wezwałam cię bez przyczyny. - Przeszłam do rzeczy. Peter skinął głową.
- Wiem. Sam przeciął sobie stopę. Myślę, że nic mu nie będzie, ale lepiej jeśli zobaczę to teraz, bo później może wdać się zakażenie - odparł. Uśmiechnęłam się i delikatnie pogłaskałam jego grzywę.
- Miałam nadzieję, że będziesz wiedział więcej ode mnie - powiedziałam.
Peter zeskoczył na ziemię zgrabnie lądując na czterech łapach. Poszedł do namiotu i od razu wskoczył na łóżko. Zadziwiające. Był taki mały, a umiał skoczyć tak wysoko.
Gdy weszłam do namiotu, obok łóżka zobaczyłam kilka rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałam. Może służyły do zrobienia opatrunku?
- Zamknij oczy i odpręż się. - Tymi słowami Peter kierował się do Sama. Sam przytaknął i poprawił się na łóżku. Zamknął oczy i wyrównał oddech. Peter zaczął mruczeć coś pod nosem. Po chwili usłyszałam jak Sam... Chrapie. Podniosłam brew, zdumiona.
- Jak to zrobiłeś? - spytałam szeptem. Peter spojrzał na mnie.
- Nie musisz szeptać. Sam nie obudzi się, dopóki mu nie pozwolę - wyjaśnił mi. Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam.
- Więc, jak to zrobiłeś? - zapytałam jeszcze raz. Peter stanął na dwóch łapach, zamknął oczy, a po chwili stał się odrobinę większy i przypominał coś na kształt małpy i człowieka. Wziął do ręki jakiś płyn i wylał go na ranę Sama. Płyn zaczął się pienić, a krew przestała lecieć. Posmarował ranę maścią i przyłożył coś, co nazywało się wacikiem. Później owinął ranę jakimś materiałem i spojrzał na swoje dzieło. Uśmiechnął się zadowolony i zerknął na mnie.
- Skończone - oznajmił. Podeszłam by się przyjrzeć. Wyglądało to dobrze. Miałam nadzieję, że rana zagoi się szybko.
- Powiesz teraz, jak go uśpiłeś? - spytałam, lekko zirytowana. Peter przytaknął.
- Po prostu użyłem zaklęcia.
- Rozumiem, ale jakiego? W moim spisie zaklęć nie było żadnego... Usypiającego? - tłumaczyłam. Peter spojrzał na mnie zdziwiony. Zamknął oczy i znów zmienił się w lwa.
- Na prawdę myślałaś, że to wszystkie zaklęcia jakie istnieją? Że jest ich tak mało? Ależ proszę cię Avri... - Mówił to, a ja czułam się głupio. Faktycznie zastanawiałam się dlaczego jest tak mało zaklęć, ale nie zawracałam sobie tym głowy.
- Więc dlaczego znalazłam ich tylko tyle? - zapytałam. Peter usiadł. Polizał przednią łapę i delikatnie potarł nią ucho. Wyglądało to słodko.
- Znalazłaś zaklęcia z pierwszego poziomu. W końcu masz dopiero osiemnaście lat, a twoja moc dopiero zaczyna się rozwijać. - Wytłumaczył. Patrzyłam na niego zaintrygowana.
- A gdybym chciała nauczyć się zaklęć z wyższych poziomów? - dopytywałam się. Peter jakby się zamyślił.
- Rzucenie któregokolwiek z nich, zabiłoby cię. - Nie miał zamiaru ściemniać. Trochę mnie zaskoczył, ale dzięki niemu wiedziałam więcej. Zrozumiałam, dlaczego w moim domu było tak mało zaklęć. Moja prababcia wiedziała, że gdy się pojawię, prędzej czy później dowiem się kim jestem. Cóż... Chyba na dziś wystarczy mi informacji.
- Dziękuję za pomoc - powiedziałam.
- To mój obowiązek - odparł. Podszedł do głowy Sama i znów zaczął szeptać. Po chwili Sam otworzył oczy i zaśmiał się. Chyba Peter go łaskotał. Sam spojrzał na swoją stopę.
- Dziękuję - szepnął w stronę Petera.
- Drobiazg - odpowiedział Peter. Odwrócił się w moją stronę, skinął głową, by za sekundę zniknąć. Sam wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał lew. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Sam delikatnie poruszył nogą. Skrzywił się nieco.
- Do wesela się zagoi - próbowałam go pocieszyć. Sam zmarszczył brwi.
- Naszego? - Zażartował. Zaśmiałam się głośno.
- Tak, czemu by nie. - Droczyłam się z nim. Sam otworzył szeroko oczy.
- W takim razie, trochę sobie poczekam.
_________________________________
Tylko kilka słów. Ostatnio mało komentarzy było, co mnie nieco zasmuciło, ale nie chcę stracić fasonu. A rozdział dodaję wcześniej, ponieważ jutro zaczynam ferie i boję się, że po prostu nie wstawię go z braku czasu. Także wstawiam wcześniej. Myślę, że następnego rozdziału również możecie spodziewać się w piątek, a jeśli nie to tradycyjnie w sobotę.
Apeluję o komentarze i bardzo dziękuję za tak dużą liczbę wyświetleń. To bardzo wiele dla mnie znaczy :)
fajny rozdział . chociaż troche nudny ;c mam nadzieje że dasz rade jakś wcześniej dodać nowy rozdział ,.;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział C; Trzymaj tak dalej ;>
OdpowiedzUsuńFajny :) Chociaż trochę monotonny ;) Ale i tak uważam, ze masz talent!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/ i http://piatek-trzynasty.blogspot.com/