niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 27

  Chyba jednak uprzedzę, że rozdział banalny, ale sama się dziwię, że zaraz będzie bitwa z Amonem... Przy następnych rozdziałach trzymajcie się mocno!
     Proszę jeszcze tylko o komentarze :) Miłej lektury :>

     ______________________________________
     ROZDZIAŁ 27

     Sam ciągle ziewał. Nie mogłam uwierzyć, że się nie wyspał, a mnie jego senność się udzielała. Im częściej ziewał, tym częściej na niego patrzyłam i sama ziewałam. Najbardziej denerwujące było to, że spał dłużej ode mnie.

     Dzień był zbyt piękny, żeby mógł być prawdziwy. Świeciło słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki. Mimo, że słońce nie grzało zbyt mocno, śnieg delikatnie się stopił. Jeśli tak będzie dalej, to zrobi się niezła chlapa i będzie nieciekawie.

     Po południu przechodziliśmy obok sklepu przemysłowego. Nigdy nie widziałam rzeczy które tam były. Widziałam pełno bibelotów, które nigdy by mi się nie przydały. Mogłam to dać tylko na wymianę, ale zjeść już nie. Nie rozumiałam, dlaczego ludzie to kupowali? Przecież to tylko stało w kącie i się kurzyło. Dla mnie nie miało to sensu.

     Obok placu egzekucyjnego znajdowała się granica. W sumie, w kraju, były trzy granice przy których można było zobaczyć, co oddziela nas od innego, nieistniejącego już świata. Nie było to nic innego jak mur zbudowany tak, by nikt nie mógł się na niego wdrapać, zresztą nawet gdyby ktoś to zrobił nie udałoby mu się wygrać z drutem, który raził prądem. Nie było to przyjemne. Cóż, śmierć na miejscu.

     Wieczorem ujrzałam pałac Amona. Kolana mi zmiękły i rozbolała mnie głowa. Byliśmy już tak blisko... Ponieważ słońce chyliło się ku zachodowi, postanowiliśmy jeszcze przenocować. Odsunęliśmy się jakiś kilometr od pałacu.

     Kiedy Sam rozkładał namiot, ja patrzyłam na pałac. Był... Ogromny, gigantyczny, po prostu nie dało się tego opisać słowami. Nie widziałam szczegółów, ale jego wielkość uderzała jako pierwsza. Pałac był wielkości całej najbiedniejszej dzielnicy, a gdyby ktoś bardzo chciał, upchnąłby też kawałek 'Zapominajek'. To był dopiero pałac. Mogłoby tam zamieszkać pół Newamon.

     Nie mogłam nic przełknąć. Uderzała mnie myśl, że już jutro będę musiała zrobić to, przed czym starałam się uciec. Będę musiała zabić tego bydlaka. Jednak jak teraz o tym myślę, wizja zlikwidowania go była wręcz pocieszająca.

     Czy Amon wiedział, że jestem już tak blisko? Wyczuwał moją obecność? Obserwował mnie? Przygotowywał się na moje przybycie?

     Czułam, że jestem blada jak kreda. Myślenie o tym wszystkim przyprawiało mnie o mdłości. Jedynym plusem był Sam. To samolubne, ale bardzo go potrzebowałam. Sama nigdy nie dałabym sobie rady. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym go nie spotkała. Chyba już dawno byłabym martwa.

     Sam podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. Słyszałam równe bicie jego serca. Był taki spokojny... W przeciwieństwie do mnie. Moje serce miało chyba ochotę na mały spacer. Samotny spacer, bez mojego ciała. Echh...

     - Wszystko będzie dobrze - powiedział Sam. Słysząc ciepły ton jego głosu, prawie czułam, że mówi prawdę. Tylko, że 'prawie' robi dużą różnicę.

     - Mam nadzieję - szepnęłam. Pisnęłam, gdy Sam wziął mnie na ręce. Położył mnie na łóżku, a potem zrobił to samo. Patrzył mi w oczy i delikatnie gładził mój policzek. Każdy jego dotyk wywoływał iskrę, która próbowała poruszyć mój ogień.

     - Za niecałe dwa tygodnie wrócimy do 'Zapominajek' - zaczął Sam. - Zobaczysz... Kiedy nadejdzie wiosna, każdy zachód słońca będzie nasz. Będę dla ciebie robił wszystko. Nigdy niczego nam nie zabraknie. Postaram się o to. O naszej przygodzie dowie się cały kraj. A kiedy weźmiemy ślub, już nigdzie cię nie wypuszczę - zapewniał. Gdy to mówił uśmiechałam się do niego. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie kontrolowałam tego. To co powiedział było... Zbyt piękne. Nawet jeśli udałoby nam się wrócić, to nigdy nie zdołam wyrzucić z głowy tej całej przygody...

     - Na prawdę w to wierzysz? - spytałam. Sam zrobił zdziwioną minę.

     - Czemu miałbym nie wierzyć? Nie powiedziałbym niczego, gdybym nie był co do tego przekonany - odpowiedział. Uśmiechnęłam się. Mogłam się spodziewać tej odpowiedzi. Wiara w przyszłość i miłość, to chyba jedyne co nam pozostało.

     Nie musiałam nic dodawać. Sam nie przestawał gładzic mojego policzka, przez co tylko podsycał mój płomień. Nie wytrzymałam tego i przysunęłam się do niego. Gdy byłam kilka milimetrów od jego twarzy, zauważyłam uśmiech. Sam szybkim ruchem pokonał, już i tak małą odległość, która nas dzieliła i pocałował mnie. Było w tym niesamowicie wiele dzikości. Jeszcze nigdy tak mnie nie pocałował. Zawsze był delikatny, a teraz jakby zaatakował.

     Tylko, że to jeszcze bardziej mi się podobało.

     Moje ciało zareagowało błyskawicznie. Przeszedł przeze mnie prąd, który czułam aż po czubki palców. Coraz bardziej pragnęłam jego bliskości. Sam tak szybko mnie całował, że ledwo nadążałam. Nie wiem czemu, ale podobało mi się to bardziej niż jakikolwiek inny pocałunek.

     I gdy myślałam, że to czego chce moje ciało się spełni, Sam oderwał się ode mnie jak oparzony. Patrzył na mnie... Z przerażeniem, co było dość dziwne.

     - Przepraszam - powiedział. W normalnej sytuacji mój ogień zgasłby natychmiast. Wtedy jednak, czułam wielki niedosyt.

     - Nie przepraszaj, tylko zrób to o co cię proszę. Mnie nie oszukasz. Wiem, że też tego chcesz. - Przekonywałam. Wyraz twarzy Sama przypominał poczucie winy, a nawet nic nie zrobił. Ku mojemu zdziwieniu mój płomień nie wygasał. Budziło to irytację, ale i coraz większe pragnienie.

     Widziałam, że Sam toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Czekałam cierpliwie.

     Doczekałam się.

     Tym razem znów poczułam delikatny smak jego ust. Przerwy między pocałunkami, były dla mnie za długie. Czułam, że zaraz wpadnę w histerię.

     - Sam... Proszę - szepnęłam zrozpaczona. Sam przez chwilę znieruchomiał. Tego było dla mnie za wiele. Chwyciłam go za włosy i przyciągnęłam do siebie. Bronił się, ale tylko przez chwilę. Chwycił mnie w talii i mocno do siebie przyciągnął. Rozluźniłam się. Sam wodził rękoma po moim ciele. Czułam, że zaraz wybuchnę. Ze szczęścia.

     Sam przejął inicjatywę. Jego pocałunki był coraz bardziej intensywne. Zrobiło mi się bardzo gorąco. Moje ciało przepełniała fala niesamowitego ciepła. Jakby w moim ciele znajdował się wulkan, który lada moment miał wybuchnąć. To było niesamowite.

     To czego pragnęłam, stało się. Sam był bardzo delikatny. Czułam się przy nim bezpiecznie. Czułam się spełniona bardziej niż zwykle.


     Piękna noc. Szkoda tylko, że jutro mogę stracić życie, a jeżeli nie przeżyję, to Sam się załamie.

     Albo gorzej.

     Najśmieszniejsze jest to, że skrzywdzić mogę go tylko ja.

2 komentarze:

  1. Boże... żeby przeżyli...
    Znajdę cię i zabiję, jeśli zginą...
    Cudownie piszesz <3
    Zapraszam też do mnie - http://piatek-trzynasty.blogspot.com/ http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku <3 ale super ':33 czekam na kolejny rozdział ;) Weny ;*
    Zapraszam też do mnie:
    http://powrotdoprzeslosci.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń