ROZDZIAŁ 25
Zastanawiałam się nad tym co się stało. Skoro faktycznie Sam myślał o mnie częściej niż ja o nim, to znaczy... Że myślał tylko o mnie? Na to wyglądało.
Stopa Sama wyglądała w porządku. Zrobił się strup, który już po części zniknął, a skoro Sama nic nie bolało, to wszystko było dobrze.
Wyglądało na to, że rozpoczynał się przed ostatni dzień tej... Wyprawy. Myślę, że dziś dotrzemy do placu egzekucyjnego. Słyszałam o nim. Tam odbywały się kary śmiertelne lub tortury. Moim zdaniem to chore.
Rozumiem, że każdy zły uczynek zasługiwał na karę, ale żeby od razu śmierć? Hmm... Cóż za ironia. Idę kogoś zabić.
Tego dnia padał śnieg. Bardzo gruby i intensywny. Żeby iść musieliśmy mieć zmrużone oczy. Było na prawdę zimno.
Przypomniały mi się te kobiety z wczoraj. Co teraz robiły? Mogły rozpalić ognisko? Miały cieplejsze ubrania? Może to dziwne, ale martwiłam się o nich wszystkich. 'Zapominajki' często narzekały na to jak żyją. Jestem pewna, że gdyby zobaczyli co się tutaj dzieje... Zmieniliby zdanie na swój temat.
To straszne, że żyjąc w jednym kraju... Wszyscy jesteśmy tak podzieleni. Bogaci przyjeżdżają na rynek obok pomnika, kilka kilometrów od najbiedniejszej dzielnicy. Zrobili coś? Pomogli im? Dali im chociaż kawałek chleba? Pocieszyli dobrym słowem? Wydawało mi się to... Nieludzkie. Bogaci byli niczym lwy, a inni byli dla nich nic nie znaczącymi robakami, którymi nawet nie mogli się najeść. Jak tak można? To straszne i chore.
Jesteśmy ostatnimi ludźmi na świecie. Po za siedmioma tysiącami osób, nie ma już nikogo. Połowa z nas mieszka w warunkach, których nie życzyłabym najgorszym przestępcom. Mniej osób mieszka nieco lepiej, ale mimo wszystko, czasem ledwo wiążą koniec z końcem. Reszta, pławi się w luksusie. Ma głęboko gdzieś potrzeby tamtych. I to jest sprawiedliwość? Tu nie chodzi o 'Zapominajki'. My dajemy sobie radę. Chodzi o tych, którzy prawie nic nie mają. Najbiedniejszym wystarczyłaby połowa tego co jest u 'Zapominajek'. A teraz nie mają nawet jednej czwartej tego...
Kiedyś, gdy byłam jeszcze bardzo mała, tata opowiadał mi wiele historii o dawnym świecie. Chodziły po nim miliardy ludzi. Każdy się czymś różnił. Było wiele krajów, które leżały na kontynentach. I mimo, iż wtedy ludzie mieli wszystko i tak występował podział. Byli ludzie bogaci, ale byli też żebracy. Były wojny domowe, bo co? Bo mieszkańcom nie podobał się władca? Absurd. Gdyby ktoś zbuntował się przeciwko Amonowi, w ciągu kilku minut pożegnałby się z życiem.
Kiedyś nie było kary śmierci, a mimo wszystko ludzie i tak narzekali. Mieli prawa. Śmiali się. Mogli swobodnie podróżować w kraju, bez obawy, że pijany strażnik poderżnie im gardło.
Nie mówię, że nie istniało niebezpieczeństwo, bo było ono może zbliżone do tego teraz, ale mimo wszystko wolałabym tamto ryzyko od tego. Kiedyś ludzie szukali adrenaliny. Pragnęli życia na krawędzi. Wielu tę granicę niestety osiągnęło, przez co pożegnali się z życiem. Teraz jeśli chcesz szukać adrenaliny, albo życia na krawędzi, wystarczy, że dotkniesz strażnika, krzykniesz zbyt głośno, albo powiesz coś złego na króla. Krawędź jak nic.
Najsmutniejsze jest, że to wszystko prawda. Każde słowo.
Po południu dostrzegłam plac egzekucyjny, a właściwie zobaczyłam stryczek. Zdradziecka lina kołysała się na wietrze. Nikogo tam nie było. Chciałam przyjrzeć się temu z bliska. Pociągnęłam Sama za rękę, a on bez słowa poszedł za mną. Nie widziałam wyraźnie przez padający śnieg, ale podstawowe przedmioty były widoczne. Na samym środku stała szubienica. Obok jakiś stół. Umysł podpowiadał mi, że to do ćwiartowania. Drgnęłam nerwowo. Dalej zobaczyłam sporej wielkości kawałek drewna.
- Sam? Do czego to służy? - spytałam wskazując na drewno. Sam zmrużył oczy i spojrzał we wskazanym kierunku.
- Cóż, na tej desce kładzie się głowę, natomiast kat ma w ręku siekierę i...
- Nie kończ! - przerwałam mu. Już wiedziałam do czego to służy.
Z drugiej strony stryczka zobaczyłam pień. Wiedziałam po co jest. Kładło się tam rękę albo nogę, a kat... Wolę nie kończyć tej myśli. Najbardziej na uboczu stała maszyna do rozciągania. Brzmi niewinnie. Słyszałam, że jeden złodziej nie chciał się przyznać do kradzieży i mówił, że jest niewinny. Wszyscy potwierdzali to co mówił, ale Amon nie chciał słuchać. Podobno sam wykonał torturę. Mówiono, że rozciągnął go tak, że dolna część ciała oderwała się od górnej i każdy mógł podziwiać jego flaki. Jestem pewna, że gdy to się stało, Amon się uśmiechnął. Czułam to w kościach.
- Avri, nie pójdziemy dalej. Za bardzo wieje. Mam wrażenie, że idzie zamieć - powiedział Sam. Spojrzałam w niebo mrużąc oczy. Sam miał rację. Zebrały się ciężkie chmury, a wiatr przybrał na sile.
- Dobrze, ale odsuńmy się choć trochę od tego miejsca - poprosiłam. Sam przytaknął. Rozbiliśmy namiot na granicy najbiedniejszej dzielnicy i placu egzekucyjnego, jednak znajdowaliśmy się bliżej dzielnicy. Nie chciałam spać, wiedząc jak blisko jest to straszne miejsce, gdzie zginęło tak wiele osób.
Nie byłam głodna, ale musiałam coś zjeść. Niechętnie zjadłam jabłko, choć było pyszne. Sam zrobił mi gorącej herbaty widząc mój czerwony nos. Faktycznie nagle zrobiło mi się zimno.
Dziś nie było mowy o tym, że Sam będzie spał bez koszulki, zresztą ja też nie. Szkoda, ale nie chciałam zamarznąć na kość i Sam chyba też nie. Położyliśmy się na łóżku przykryci po same uszy. Sam przytulił mnie do siebie więc po kilku minutach zrobiło mi się odrobinę cieplej.
- Jak myślisz, ile jeszcze będziemy iść? - spytał Sam.
- Nie wiem. Myślę, że za jakieś dwa dni powinniśmy być na miejscu - odpowiedziałam.
- Za szybko... - szepnął. Nie wiem czemu, ale mój organizm zareagował, gdy to powiedział. Czułam w jego głosie przejęcie i smutek, ale głównie troskę, co było kochane.
- Dlaczego? Nie chcesz, żeby to się już skończyło? - zdziwiłam się. Sam odrobinę mnie od siebie odsunął, żebym spojrzała mu w oczy.
- Jasne, że chcę, ale...
- Ale? - ponagliłam go. Ujrzałam w jego oczach błysk. Łza?
- Boję się o ciebie - wyszeptał i odwrócił wzrok. Czułam, że zaraz się rozpłaczę, ale Sam też. Wzięłam jego twarz w dłonie. Próbowałam go zmusić, żeby spojrzał mi w oczy.
- Sam... Pamiętasz co sobie obiecaliśmy? - spytałam. Sam przytaknął. - Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze - pocieszałam go, ale i siebie. Sam otarł samotną łzę, która wkradła się na jego policzek.
- Kocham cię Avri. Nie chcę cię stracić - powiedział. Znów wypowiedział te dwa słowa, dzięki którym moje ciało zaczęło wytwarzać ciepło.
- Też cię kocham i nie pozwolę, żeby cokolwiek stało się tobie i mnie - zapewniłam. Miałam nadzieję, że dotrzymam obietnicy. Sam pocałował mnie w czubek głowy, ale było w tym tyle uczucia, że nie musiałam robić nic innego. Ja nie musiałam, ale on coś zrobił.
Pogładził moje włosy i policzki, a potem mnie pocałował. Jak zawsze czule i delikatnie. Czułam, że ma mokre policzki. Sam gorączkowo szukał moich ust. Przygryzał moją dolną wargę, co powodowało, że robiło mi się coraz cieplej. Wtedy nie istniała wichura na dworze. Nie istniał Amon. Nie istniało nic. Byliśmy tylko my. Avri i Sam, bezpamiętnie zatraceni w pocałunku. Sam powoli zmienił pozycję. Teraz nade mną górował. Coraz mocniej dociskał do mnie swoje ciało, a ja coraz bardziej zaczynałam się powstrzymywać, byleby do niczego go nie zmusić. Nie wytrzymałam jednak długo, gdy Sam położył swoje ręce na moim ciele. Mocniej wpiłam się w jego usta, chwyciłam jego koszulę i mocniej go do siebie docisnęłam. Sam zaczął całować moją szyję. Uwielbiałam ten moment, gdy jego usta dotykały mojej tak wrażliwej szyi. Kiedy na chwilę otworzyłam oczy zobaczyłam kogoś stojącego w wejściu.
Głośno krzyknęłam, a przerażony Sam oderwał się ode mnie jak oparzony. Nie zwracałam jednak na niego uwagi, ponieważ byłam przekonana, że przed chwilą w namiocie znalazł się Amon. A teraz zniknął. Sam patrzył na mnie zdumiony.
- Co się stało? - spytał. Nie odpowiedziałam. Rozglądałam się po namiocie, ale w tej i tak już małej przestrzeni, nie ujrzałam wielkiej sylwetki Amona. Złapałam się za włosy i próbowałam opanować oddech.
- Avri, co się dzieje? - pytał Sam. Dopiero wtedy na niego spojrzałam. Zastanawiałam się, czy mam mu powiedzieć. Chociaż może lepiej by było, gdybym nie dodawała mu powodów do zmartwień.
- Ja... Nie wiem, wydawało mi się, że ktoś tu jest, ale... Pomyliłam się. - Starałam się zgrabnie uniknąć pytań. Nie wiem co Sam sobie wtedy myślał, ale minę miał niezdecydowaną.
- Czyli wszystko w porządku? - spytał dla pewności.
- Tak. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się najprzyjaźniej jak umiałam. Chyba go przekonałam, bo też się do mnie uśmiechnął i położył się spokojnie na łóżku. Cieszyłam się, że nikogo tu nie było. Może mi się przywidziało? A może i nie?
Żałowałam tylko, że Sam nie skończył tego co zaczął. Ale nie miałam prawa do niczego go zmuszać.
_____________________________
Powoli zbliżamy się, do punktu kulminacyjnego. Słuchajcie, post niżej (nominacja) prosiłam o coś. Przeczytajcie to proszę, bo bardzo mi na tym zależy. Ale w sumie, sama nominacja, bardzo mnie ucieszyła. Jeszcze raz za to dziękuję.
Proszę o komentarze i udostępnianie bloga. Jako, że jestem chora, to może komy poprawią mi humor :))) Żartuję oczywiście xd
Udanego weekendu wszystkim życzę, a kolejny rozdział w sobotę ;)
Świetny (jak zawsze) :D
OdpowiedzUsuńMam przyjemność oznajmić, że zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award. Więcej informacji tutaj:http://igrzyskasmierciii.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJesteś drugą osobą która mnie nominuje! Mam już dwa głosy! :D
OdpowiedzUsuń