Cóż, obiecałam, że jak coś napiszę, to wstawię i dam do oceny. Tak też robię. Chciałam tylko nadmienić, że opowiadanie jest w 100% moje i na prawdę nie życzę sobie kopiowania, czy podpisywania się pod tym, bo opowiadanie nie jest skończone.
Możliwe wszelkie błędy xD
Liczę na opinię i mówicie, czy warto kontynuować :)
____________________
Niektórzy, którym oznajmiłabym, że przez 200 lat leżałam zamrożona w wielkiej lodówce, powiedzieliby (niby żartem), że miałam dużo czasu, żeby pomyśleć. Każdego, kto twierdzi, że to zabawne, chętnie wsadzę do mojej starej zamrażarki lub po prostu wysadzę.
Otworzyłam oczy i znów zaczerpnęłam oddech. Spróbowałam poruszyć nogami. Czułam się, jakbym znów uczyła się chodzić. Było to do pewnego stopnia prawdą. Wyszłam z mojej "lodówki" i rozejrzałam się. Znajdowałam się w dużym okrągłym pomieszczeniu. Obok siebie kolejno stały kapsuły, gdzie znajdowali się ludzie. Widziałam panów w podeszłym wieku, młode kobiety, ale również kilkoro dzieci. Przeniosłam wzrok na środek pomieszczenia, gdzie stał prostokątny stół w kolorze białym, zresztą jak cała ta przestrzeń. Zmarszczyłam brwi. Obok stołu znajdował się jakiś przedmiot. Podeszłam bliżej na drżących nogach, a gdy przekonałam się, co to jest, zdziwiłam się jeszcze bardziej.
Miałam przed sobą robota. Może i nawet nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że robot przypominał psa. Sterczące uszy, mały nos, cztery łapy i przede wszystkim, zęby ostre jak małe żyletki. Z łatwością odgryzłby mi rękę.
Drzwi przesunęły się z piskiem jakby uszło z nich powietrze, a w nich pojawili się dwaj mężczyźni ubrani cali na biało. Obaj mieli ze sobą jakieś teczki.
- Witaj spowrotem wśród żywych KB15 - powiedział ten z prawej. Mógł mieć około czterdziestu lat, ale nie więcej. - Nazywam się David Hurson i jestem twoim obecnym opiekunem, a to - wskazał chłopaka z lewej - jest mój syn Samuel i dopiero się uczy - oznajmił. Samuel uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i wyciągnął rękę. Nie przyjęłam jej.
- Gdzie jestem? - spytałam. David wyjął coś, co przypominało telefon. Nacisnął kilka guzików i obok nas zmaterializowały się trzy krzesła. Usiadłam i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo byłam spięta.
- Znajdujemy się w Ośrodku Badań Mocy Nadprzyrodzonych na wyspie po środku Oceanu Spokojnego - wyjaśnił. Zmarszczyłam brwi, szczerze patrząc na nich jak na idiotów.
- Moce Nadprzyrodzone? Ma mnie pan za głupią? Coś takiego istnieje tylko w filmach - zamyśliłam się. - Czy filmy ciągle istnieją? - zapytałam, ale David mnie zignorował.
- Dwa wieki temu, naukowcy wykryli pewną różnicę w DNA kilkorga badanych ludzi. Wykazywali się oni niezwykłymi zdolnościami, na przykład potrafili podnosić przedmioty bez dotykania ich albo tworzyli coś z niczego - mówił dalej. Chwila, chwila. Byłam zamknięta w tej lodówce dwa wieki?!
- Pan przed chwilą stworzył krzesło - zauważyłam. Uśmiechnął się do mnie, jakbym powiedziała coś zabawnego.
- To był tylko efekt postępu w nauce. Oni natomiast bez żadnej pomocy tworzyli przedmioty nieożywione - tłumaczył. Szczerze to w ogóle nie obchodziła mnie ta rozmowa. Byłam zmęczona i głodna, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Miałam im to powiedzieć, ale zamiast tego osunęłam się na ziemię i zemdlałam.
Obudziłam się w małym pokoju, białym, bez okien, ale dobrze oświetlonym. Podniosłam się, ale szybko tego pożałowałam. Poczułam ogromny ból z tyłu głowy zupełnie jakby ktoś mnie uderzył. Jęknęłam głośno i usiadłam na skraju łóżka. Na małej szafce leżało kilka małych tabletek. Bez zastanowienia chwyciłam i połknęłam tę, przy której widniał napis "tabletka przeciwbólowa". Pomogło momentalnie. Kilka sekund później ból zelżał, a ja czułam się jak w siódmym niebie. Przyjrzałam się pozostałym tabletką.
Moglibyście tylko wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy obok tych dwóch dużych, okrągłych tabletek ujrzałam napis "śniadanie", a przy drugiej "obiad". Uznałam to za żart, ale ciekawość wzięła górę. Wzięłam do ręki "śniadanie" i włożyłam je do ust. Po chwili poczułam w ustach smak naleśników z dżemem, tostów z serem i gorącej czekolady. Byłam na prawdę zawiedziona, gdy tabletka rozpuściła się całkowicie, a ja ostatni raz poczułam smak czekolady. Najadłam się jak nigdy wcześniej.
Tylko, że prawda była taka, że niczego co było wcześniej, nie pamiętałam. Nie znam swojego imienia. Nie wiem skąd pochodzę. Nie wiem, czy mam kogoś bliskiego.
Nie wiem, kim jestem.
Drzwi otworzyły się ze znanym mi już piśnięciem. Stał w nich młody mężczyzna. Nie wiem czemu, ale wydał mi się znajomy. Musiałam już widzieć te blond włosy i błękitne oczy.
- Jak się czujesz? - spytał. Nie słyszałam wcześniej jego głosu, ale poznałam go.
- Masz na myśli, jak się czuję po wyjściu z puszki w której siedziałam dwa wieki? Jeśli tak, to niezbyt dobrze - wycedziłam przez zęby. Chłopak podszedł bliżej, a ja automatycznie cofnęłam się o krok. Usiadł na łóżku i spojrzał na mnie.
- Nie musisz być taka złośliwa - oznajmił. Prychnęłam.
- Zahibernowano mnie wbrew mojej woli. Nie wiem nawet co się ze mną działo. Mam mętlik w głowie, a ty mi mówisz, że mam nie być złośliwa - warknęłam. Westchnął i odgarnął opadające na czoło włosy.
- Skąd pewność, że jesteś tu wbrew swojej woli? - Ustrzelił mnie. Tak na prawdę, nie miałam pewności co do wszystkiego. Chłopak wstał i skierował się do drzwi. Odwrócił się jeszcze i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, Elizabeth - powiedział i wyszedł. Stałam przez chwile nieruchomo. Czy tak właśnie miałam na imię?
Usiadłam na skraju łóżka i dotknęłam miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Samuel. Dlaczego właściwie przyszedł? I czemu patrzył na mnie tak dziwnie?
Nic mnie nie obchodziło. Po prostu zamknęłam oczy i zapadłam w niespokojny sen.
Obudziły mnie dwa męskie głosy, które krzyczały na siebie. Nie byłam głupia i nie otworzyłam oczu, bo wiedziałam, że to w mojej celi się kłócą. Może "cela" to nieodpowiednie słowo, ale jedyne pasujące, które przyszło mi do głowy.
- Ona nie może wyjść na zewnątrz. Wciąż jest w szoku po tym co się stało! - To chyba głos Samuela. Nie wiem czemu poczułam mieszankę irytacji, ale i sympatii.
- Nie mogę zaprzestać badań tylko przez to, że ty mi zabraniasz - warknął David. Co do moich uczuć wobec tego człowieka byłam przekonana. Nie lubiłam go.
- To nie jest moje widzi-mi-się. Ona nie jest gotowa - mówił dalej Samuel. Miałam dziwne wrażenie, że mu na mnie zależy. Nie wiedziałam tylko, dlaczego?
- Dam jej trzy dni, ale ani minuty dłużej. Przez ten czas, zajmij się nią - powiedział zrezygnowany ojciec i wyszedł. Przez chwilę było zdecydowanie za cicho. Słyszałam tylko oddech swój i Samuela.
- Możesz już otworzyć oczy. Wiem, że nie śpisz. - W jego głosie usłyszałam rozbawienie. Zaczerwieniłam się, sama nie wiem czemu. Wstałam z łóżka i podeszłam do Samuela, który stał blisko drzwi.
- O co w tym wszystkim chodziło, Samuelu? - spytałam. Zmarszczył brwi i spojrzał mi w oczy. Niestety, muszę przyznać, że jego oczy są piękne.
- Nie mów do mnie "Samuel". To strasznie... Sztywne. - Zaśmiał się. - Mów mi Sam, tak po prostu - wyciągnął dłoń. Już raz ją odtrąciłam. Tylko, że tym razem bez wahania ją przyjęłam.
- Skoro formalności mamy za sobą - przerwałam nieznośną ciszę. - Powiedz mi, co się dzieję?
- Mój tata prowadzi badania na temat zdolności nadprzyrodzonych. Wszyscy, których zobaczyłaś po przebudzeniu takie moce posiadają - szczerze trochę zbladłam. Sam fakt przeprowadzania jakichś badań na ludziach mnie dobijał. - Z tobą jest jednak inaczej - kontynuował trochę ściszonym głosem. - Ojciec kilkanaście razy badał twoją krew, przeprowadzał doświadczenia, ale twoja krew nie wskazuje na to, żebyś takowe zdolności posiadała.
- Więc po jaką cholerę zostałam zahibernowana na dwa wieki? - przerwałam mu czując narastającą wściekłość. Sam uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Właśnie tego chce dowiedzieć się mój tata - odpowiedział. Teraz na prawdę miałam totalny mętlik w głowie. Sam poklepał mnie po ramieniu i zaczął wychodzić.
- Zaczekaj! - krzyknęłam. "Idiotka!", skarciłam się w myślach. - Czy ja mam na imię Elizabeth? - zapytałam, z nieznaną nieśmiałością. Sam uśmiechnął się, przytaknął i wyszedł.
Wiedziałam przynajmniej jak mam na imię.
I jeszcze jedno.
Sam mnie intrygował...
Kolejne dni wyglądały ciągle tak samo. Wstawałam, materializowały się przede mną tabletki z wymyślnymi nazwami dań, czytałam książkę, którą znalazłam w szufladzie szafki, znów jadłam, czytałam i kładłam się spać. To robiło się nudne, gdy piąty dzień z rzędu robiłam to samo. Sam czy David nawet do mnie nie zajrzeli.
Szóstego dnia nie zapowiadało się na jakąkolwiek zmianę. Wstałam, zjadłam i otworzyłam książkę czytając ją po raz drugi. Jednak po jakiejś godzinie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Pojawiła się w nich kobieta, około trzydziestki o długich blond włosach związanych w warkocz i intensywnie zielonych oczach. Trzymała w rękach jakieś pudło.
- Witaj KB15 - odezwała się. Miała zniekształcony głos, trochę przypominający komputerowy. Położyła pudło obok mojego łóżka. Zerknęłam i zobaczyłam ubrania oraz buty. Szpilki, dokładnie rzecz biorąc. - 'Głos' David, chcę się z KB dziś widzieć. Kazał KB się w to ubrać - wskazała pudło.
- 'Głos' David? - nie ukrywałam zdziwienia. Kobieta jednak zignorowała mnie. Odwróciła się i wyszła, a ja się wkurzyłam. Jakim prawem oni mi mówią co mam robić?
Jednak bunt minął, gdy zobaczyłam ubranie jakie było w pudełku. Czerwona suknia do ziemi z błyszczącym rękawem i wycięciem, które zapewne miało odsłaniać jedną nogę. Przestałam myśleć i po prostu ją założyłam. Ciekawe czy wcześniej, przed hibernacją, też miałam słabość do ubrań?
Czułam się pięknie w tej sukni, ale irytowało mnie to, że nie mogłam zobaczyć jak wyglądam.
Czarne szpilki, które bądź co bądź, również były piękne, dopasowane zostały idealnie na moją stopę. I, o dziwo, nie czułam żadnego dyskomfortu, związanego z dwustuletnim nie noszeniem szpilek.
Dokładnie w tym momencie drzwi mojego pokoju się otworzyły. Myślałam, że ujrzę w nich Davida, ale nie miałam racji. Stał w nich Sam, który intensywnie mi się przyglądał. Ja również nie próżnowałam. Muszę przyznać, choć niechętnie, że w garniturze wyglądał jeszcze przystojniej niż normalnie. Ale chwila, czy on się ślinił?
- No więc - zaczęłam i delikatnie machnęłam suknią - jak wyglądam? - zapytałam. Sam potrząsnął głową i podszedł do mnie niepewnym krokiem. Odgarnął kosmyk moich brązowych włosów, które opadły mi na twarz, a ja zaraz po tym nakrzyczałam na siebie w myślach za to, jak zareagowałam na jego dotyk.
- Wyglądasz pięknie - odparł z lekką chrypą i uśmiechnął się do mnie. Z bliska zauważyłam, że blond włosy starannie zaczesał do tyłu, a garnitur lekko połyskiwał. Tak, jak moja suknia. Odchrząknęłam.
- Podobno to twój ojciec chce się ze mną spotkać. Co więc ty tu robisz? - spytałam, próbując zmienić temat. Sam odrobinę się ode mnie odsunął.
- Mój tata chciał cię zabrać na dzisiejszy bal, który odbywa się z okazji twojego przebudzenia. Niestety jeden z obiektów o nazwie MN23 wybudził się dziś rano i zaczął się buntować. Ojciec musi się nim zając - wyjaśnił.
- Dlaczego nazywasz ludzi "obiektami"?
- Pewnie z przyzwyczajenia. Badamy każdego po kolei i z czasem nazwa "obiekt" po prostu się przejęła.
- Czyli ja też jestem obiektem? Czymś co można badać? Czymś nie zasługującym na wolność czy normalne funkcjonowanie? - powiedziałam głośniej. "Obiekt"? Też coś.
- Źle mnie zrozumiałaś Eliza... To znaczy KB15. Nie odbieramy nikomu wolności. Działamy w imię nauki - tłumaczył dalej. Postanowiłam to przemilczeć. Byliśmy z dwóch różnych światów.
Podał mi ramię, jednak ja poszłam przed siebie nie pozostawiając mu nadziei na cokolwiek więcej. Wychodząc z pokoju zauważyłam długi korytarz. Drzwi znajdowały się tylko po jednej stronie, po drugiej zaś było kilka rzędów schodów. Jak się domyśliłam, każde prowadziły gdzieś indziej. Sam gestem wskazywał mi drogę. Przyznaję, że sama bym się zgubiła. Ciągle skręcaliśmy w coraz to nowe korytarze. Czasem robiło się całkiem ciemno, a potem nagle oślepiał mnie blask białych lamp.
- Czy mogę cię o coś spytać? - zagadnęłam po kilkunastu minutach chodzenia w tym labiryncie.
- Śmiało - szepnął, jakby bał się, że ktoś nas usłyszy.
- Kobieta, która przyniosła mi dziś rano ubranie, powiedziała, że 'Głos' David chce się ze mną zobaczyć. Dlaczego nazwała go 'Głos'?
- 'Głos' to stopień na jakim znajduje się mój tata - odpowiedział, już chciałam spytać co to znaczy, ale on kontynuował. - Są trzy stopnie do których należą ludzie z Rady Wyższych. Są to 'Słuch', 'Wzrok' i 'Głos'. Gdy wstąpisz do Rady najpierw masz stopień 'Słuch'. Jeśli zasłużysz - 'Wzrok'. A jeżeli Najwyższy uzna cię za kogoś bardzo wartościowego, jesteś 'Głos' - wytłumaczył.
- Kim jest Najwyższy?
- To on postanowił rozpocząć badania na temat Mocy Nadprzyrodzonych. Jest naszym przywódcą na wyspie.
- Przecież to niemożliwe - przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Z tego co się dowiedziałam, badania zaczęto przeprowadzać ponad dwa wieki temu. Więc jak to możliwe, że to on rozpoczął całą te aferę?
Sam lekko się uśmiechnął i spojrzał na mnie takim wzrokiem jakby mówił "No właśnie".
Nie powinno mnie dziwić, że ktoś ma ponad dwieście lat. Nie powinno mnie już nic dziwić. A jednak.
Po jakimś kwadransie znaleźliśmy się przed ogromnymi drzwiami, które były wysokie na kilka pięter i w połowie tak szerokie. Sam wyjął to urządzenie, które przypominało telefon. Narysował coś, co mogło przypominać połączenie kilku liter napisanych na sobie. Chciał coś jeszcze zrobić, ale się zawahał.
- Gotowa? - spytał. Próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło to przekonująco. Chyba zapomniałam, jak trzeba się uśmiechać.
- Tak, ale powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz - szepnęłam. Przytaknął, a ja, trochę niepewnie, zbliżyłam się do niego. - Czy ja n a p r a w d ę mam na imię Elizabeth? - powiedziałam, bardzo blisko jego ucha. Sam spojrzał mi w oczy. Dlaczego mój puls przyśpieszył? I dlaczego miałam wrażenie, że już kiedyś te oczy znajdowały się tak blisko mnie?
- Tak - odpowiedział i chwycił mnie za rękę. Wyrwałam się, a on uśmiechnął się tylko i otworzył drzwi tamtym urządzeniem.
Wszyscy byli ubrani na biało. Panie miały białe suknie, a panowie białe garnitury. Tylko ja i Sam się wyróżnialiśmy. Zaklęłam w duchu. No tak, w końcu to bal na moją cześć. Poczułam, że Sam mocniej ściska mnie za rękę. Chwila, kiedy właściwie mnie za nią złapał?
Podchodzili do mnie ludzie i nic nie mówiąc świdrowali mnie wzrokiem, jakbym była osobą z innego świata. No, może i byłam, ale to niegrzeczne tak się gapić!
Po kilkunastu minutach (które były niezwykle krępujące), na scenę wszedł mężczyzna, mniej więcej w wieku Davida, tylko że u mojego wielce porąbanego opiekuna można było zobaczyć kilka bardzo widocznych siwych włosów, natomiast mężczyzna na scenie nie miał ani jednego.
- Witajcie moi mili! - przywitał się. Hm, chyba starał się powiedzieć to uprzejmie, ale jego bardzo szorstki głos na to nie pozwalał. - Zebraliśmy się tu dziś, żeby uczcić Obudzenie obiektu, który intrygował nas przez tak wiele lat. Obiektu, który prawdopodobnie nie powinien się nawet tu znaleźć, choc jego pierwsze wyniki były pozytywne. Mam zaszczyt oficjalnie przedstawić wam KB15! - podniósł głos na ostatnie słowa, a ja czując, że z wściekłości płoną mi policzki, taka czerwona poszłam na scenę. Ludzie zamiast klaskać, pstrykali i potakiwali głowami jakby ktoś nimi poruszał. Idioci, pomyślałam.
Nietrudno było mi się domyślić, że człowiek, który tak "pochlebnie" mnie przedstawił był Najwyższym. Był mocno zbudowany, opalony, miał krótko przystrzyżone włosy, a jego oczy biły czernią. Może i mnie wkurzył (chociaż tak na prawdę tu powinno się znajdować bluźnierstwo), ale nie miałam zamiaru mu podskakiwać. Przynajmniej na razie.
Chwycił moje ramie, ale odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie wściekłym spojrzeniem, ale nie byłam przestraszona. Odpowiedziałam jeszcze groźniejszym spojrzeniem. Miałam w du... znaczy w nosie, co sobie o mnie pomyśli. Zapłaci, za nazywanie mnie i innych "obiektami".
- Oto ona! KB15! - wykrzyczał i nawet się uśmiechnął albo mocniej zacisnął zęby.
- Tak na prawdę mam na imię Elizabeth - powiedziałam do niego, ale na tyle głośno, żeby kilka osób mnie usłyszało i nie wiedzieć czemu zakryło usta i otworzyło szeroko oczy. Jak już mówiłam, idioci.
- Tak na prawdę lepiej będzie jeśli już zejdziesz ze sceny - wycedził przez zęby. Spojrzałam na niego jak na wariata po czym wzruszyłam ramionami i posłusznie zeszłam ze sceny.
Sam wyglądał trochę bardziej blado niż chwilę temu. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Nie powinnaś była mu tego mówić - szepnął mi do ucha.
- Ale nie rozumiem dlaczego? Jest coś złego w tym, że wiem jak mam na imię? - spytałam, gdy moje ciało już otrząsnęło się z dreszczy, które przeze mnie przeszły.
- Dla wszystkich jesteś tylko kolejnym obiektem do badania o przedrostku "KB", a jesteś o tyle inna, że twoje ciało nie pokazało żadnych paranormalnych zdolności, a jednak się tu znalazłaś. Wszystko po za tym jest uważane przez nich za niebezpieczne. Nie chcę, żeby zrobili ci krzywdę - z każdym słowem mówił coraz ciszej. Starałam się ukryć emocje, które kłębiły się w środku mnie. Nie było to łatwe.
- A czym dla ciebie jestem ja, skoro nie kolejnym obiektem? - spytałam. Sama nie wiem na jaką odpowiedź liczyłam. Nie otrzymałam jej, bo w tej samej chwili, gdy mój partner otworzył usta, ten palant Najwyższy oznajmił, że zaczynają się tańce. Zgrzytnęłam zębami, ale kiedy Sam przyciągnął mnie do siebie, a jego twarz była znów tak blisko mnie, zapomniałam o tamtym sukin...
- Zatańczymy? - zapytał szarmanckim głosem. Zaśmiałam się. Tak na prawdę, bez cienia sztuczności. Po prostu najprościej w świecie się zaśmiałam.
- Chyba nie mam wyboru, skoro mnie już unieruchomiłeś - odparłam, nie mogąc sobie odmówić droczenia się z nim. Gdy usłyszałam muzykę, Sam od razu porwał mnie do tańca. Nie zdziwiły mnie nawet instrumenty, które grały same z siebie, ani to, że również były pomalowane na biało.
Dziwiło mnie tylko uczucie, które podpowiadało mi, że błękitne oczy Sama widziałam już wcześniej. Przed hibernacją. W tamtym życiu. W pewnym stopniu to absurd, bo nie pamiętałam tamtego życia, ale coś we mnie, mówiło, że mam rację.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - spytał, gdy po raz kolejny przyciągnął mnie bliżej siebie. Szczerze powiem, że nie udałoby się wcisnąć pomiędzy nas nawet cienkiej kartki papieru. Dlaczego mi to nie przeszkadzało?
- Tak po prostu - szepnęłam nie odrywając wzroku od jego oczu. W normalnej sytuacji, najzwyczajniej w świecie, powiedziałabym, że Sam mi się podoba, ale czy ponad dwustuletnia kobieta, może powiedzieć, że ktoś się jej podoba? Jeśli się nie mylę, gdy mnie zahibernowano miałam dwadzieścia lat.
- Nie mówię, że mi to przeszkadza - powiedział, dziwnym głosem. Nie odpowiedziałam. W sumie nie chciało mi się z nim przekomarzać czy kłócić. Chciałam tylko tańczyć.
Oparłam głowę na jego piersi i pierwszy raz poczułam, że mu ufam. Jak dotąd tylko moje towarzystwo sprawiało, że czułam się bezpiecznie. Teraz, w objęciach Sama, wsłuchując się w muzykę, było mi... Po prostu dobrze.
Dam sobie rękę uciąć, że nie wiem jak to możliwe, że przetańczyliśmy dwie godziny. Nie czułam zmęczenia czy głodu. Nawet nogi w żadnym stopniu nie bolały mnie od kilku godzin noszenia szpilek. Kiedy w końcu muzyka przestała grać, a Najwyższy Dureń pożegnał wszystkich, Sam pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Wbrew samej sobie, nie protestowałam. Podczas gdy inni szli w labiryncie korytarzy, którym dostaliśmy się tu wcześniej, Sam wyjął ten magiczny pilot i nacisnął kilka guzików. Chwilę później poczułam błogi stan, jakby nogi odrywały się od ziemi, żeby po chwili znaleźć się przed drzwiami mojego pokoju. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie mogłeś tego zrobić za pierwszym razem? - spytałam lekko zirytowana. Oszczędziłby nam chodzenia. Sam uśmiechnął się.
- Nie gniewaj się. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu. - Flirtować to on umiał. Gdyby powiedział to kilka dni wcześniej, pokazałabym mu środkowy palec (choć nie wiedziałam, czy ludzie ciągle wiedzą co znaczy ten gest) i odwróciła się do niego plecami. Teraz jednak czułam rumieńce oblewające moje policzki.
- Oprowadź mnie po Ośrodku - wypaliłam. Sam wyglądał na zmieszanego, jakby musiał to przemyśleć.
- Jeżeli tylko mój ojciec i Najwyższy się zgodzą, to z przyjemnością - odparł. Trochę mnie zirytowało, że dorosły mężczyzna nie może robić tego co chce. Złapał mój podbródek zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. Nie rozumiem czemu patrząc w nie, czułam się jakby porywał mnie ocean. A ja wcale nie miałam zamiaru się opierać. - Postaram się, obiecuję - powiedział takim głosem, jakby wyznawał mi miłość. Tylko skąd do cholery u mnie w głowie takie porównanie?
Patrzyłam w te błękitne oczy i czułam, że coraz bardziej mnie przyciągają, ale zrozumiałam, że to nie one mnie przyciągałam, tylko Sam pochyla się w moją stronę. Serce waliło mi jak szalone, bo zrozumiałam, że w tamtej chwili, nie pragnęłam niczego bardziej niż pocałunku z nim. Ale wygrał rozum. W ostatniej chwili odskoczyłam od niego i w pośpiechu wpadłam do pokoju.
Starałam się uspokoić oddech i oparłam się o drzwi. Miałam przeczucie, że Sam po drugiej stronie robił to samo...
_____________
~Madzia ;D
Boże! Jakie cudo <3 Widzę trochę podobieństwa do Niezgodnej i Igrzysk :P
OdpowiedzUsuń(To ma być komplement, nie oskarżam Cię o plagiat ani nic. Podobieństwa są minimalne, ale ja je zauważyłam ze względu na to, że kocham te książki :* )
Koniecznie napisz ciąg dalszy. Jeśli się nie pogniewasz to dam Ci pewną radę... Na twoim miejscu zmieniłabym wiek bohaterki na 18. Jeszcze mogłabyś ominąć te niektóre przekleństwa, bo to trochę psuje nastrój :*
KONIECZNIE DOKOŃCZ! <3
Stały bywalec, Marta Igrzyskomaniaczka <3
Dzięki za uwagi! Co do podobieńst, to nie czytałam jeszcze Niezgodnej, choć mam to w planach, a Igrzyska kocham więc to na pewno stąd. Za brzydsze słowa przepraszam, ale piszę pi prostu to, co sama bym pomyślała czy powiedziała. Ale bardzo dziękuję za uwagi! :D
UsuńBrałaś kiedyś pod uwagę, żeby zostać pisarką i napisać książkę?
UsuńIm więcej czytam twoich dzieł tym bardziej zachęcam Cię, abyś spróbowała w przyszłości :*
Marta, Igrzyskomaniaczka <3
Baaardzo fajny, mogłabyś z tego zrobić bloga :D Serio!
OdpowiedzUsuńŚWIEEETNEEE <3 PROOSZĘ DOOKOOŃCZ <3 <3
OdpowiedzUsuń